.

.

31 sty 2016

سوغاتی

هایده - سوغاتیهایده - سوغاتی
وقتی میای صدای پات از همه جاده ها میاد
انگار نه از یه شهر دور . که از همه دنیا میاد
تا وقتی که در وا میشه . لحظه دیدن میرسه
هر چی که جاده است رو زمین . به سینه من میرسه
آه...
ای که تویی همه کسم . بی تو میگیره نفسم
اگه تورو داشته باشم . به هر چی میخوام میرسم
به هر چی میخوام میرسم...
وقتی تو نیستی . قلبمو واسه کی تکرار بکنم؟
گلهای خواب آلوده رو . واسه کی بیدار بکنم؟
دست کبوترای عشق . واسه کی دونه بپاشه؟
مگه تن من میتونه بدون تو زنده باشه؟
ای که تویی همه کسم . بی تو میگیره نفسم
اگه تورو داشته باشم . به هر چی میخوام میرسم
به هر چی میخوام میرسم...
عزیزترین سوغاتیه . غبار پیراهن تو
عمر دوباره منه . دیدن و بوییدن تو
نه من تو رو واسه خودم نه از سر هوس میخوام
عمر دوباره منی . تو رو واسه نفس میخوام
ای که تویی همه کسم . بی تو میگیره نفسم
اگه تورو داشته باشم . به هر چی میخوام میرسم
به هر چی میخوام میرسم...


tak mi idzie nauka perskiego.
"najlepszą pamiątką, dla mnie, jest kurz na twojej koszuli".


21 maj 2015

.

http://www.imdb.com/title/tt2884206/


czuję się prawie tak samo słabo jak wtedy, gdy tu przebywałam.
już dawno nie narobiłam wokół siebie tyle syfu i jednocześnie tyle pięknych rzeczy.
wszystko coraz bardziej się wokół mnie zaciska, bo jestem tu, w Krakowie. to miasto mnie dusi.
i jestem tu sama. Ty jesteś tam. musisz załatwić sprawy. ułożyć nam życie. zaczniemy od zera. zaczniemy razem. już nie chcę czekać. piętnasty dzień ulatuje, a mnie roznosi, bo nie mogę nic zrobić, nic przyspieszyć. to nie tak miało być.
planować sobie całe życie w parę godzin. małżeństwo, zakładanie rodziny, kot czy pies, drewno czy metal, srebro czy biel. układane w małe kupki oszczędności, pobieżne pakowanie rzeczy potrzebnych, wyrzucanie reszty, migreny i mdłości.

czy my tylko udajemy, że to się uda? czy mamy szansę?
w Krakowie chyba nie da się w cokolwiek wierzyć.

teraz już prawie mija miesiąc przerażenia i marzeń.

      nehm deine Leben und macht was. 
      das ist keine spass jetzt.
      mach auf deine Augen. diese Augen.
      und kommt die Zeit.
      ich warte.











11 lis 2014

.

po 442 dniach nawet nie wiem po co tu wracam, wywracając pół mieszkania do góry nogami, w poszukiwaniu polskiej karty sim, weryfikując zapomniane hasło do od ponad roku nieużywanej skrzynki mailowej.
przeglądam ten stary świat z lekkim niedowierzaniem, jakie to wszystko było błahe i niestabilne, jak wysoko fruwały moje myśli i jak ciężko stąpały stopy po betonowych ulicach. spacerowałam nimi w zeszłym miesiącu. nadal takie zimne.
urlop w pl zrobił mi jednocześnie dobrze i źle. i cieszę się, że już wróciłam, jak przed rokiem odcinając to co zgrzybiałe i zepsute. zanurzając się w tym prawdziwym stalowo-żelaznym świecie, w dni wypełnione pracą i zmęczeniem, w wieczory pełne zapachów i kolorów, w noce stworzone z  rozmów i miłości. było ciężko, ale być może znalazłam swoje miejsce na ziemi, chcę tu zostać, chcę tu być. żyć.
zmieniłam kolory, zmieniłam ciebie, znalazłam, i jest dobrze. a może lepiej niż dobrze. 
nie zastanawiam się. 


9 sie 2013

.

Wenn du fällst, wenn du brichst, keiner hält was er verspricht Kein Land, keine Sicht, kein Wort, kein Gewicht Kein Glaube, kein Licht, du verlierstdein Gesicht Deine Kraft, deine Macht, keiner weiß, dass du weinst wenn du lachst Im Traum die Zeit, deine Zeit, zeig dich jetzt, sei bereit Steh auf, steh auf, lauf, lauf Schau nach vorn, kein Zurück, bau dich auf, Stück für Stück Steh auf, steh auf, lauf, lauf Spreng die Norm, deine Form, stell dich jetzt, komm nach vorn Mit dem Herz in der Hand, mit dem Kopf durch die Wand Jetzt kommt der Schmerz, keine Angst, du bekommst, was du verlangst Dein Blut, dein Schweiß, keiner hört, dass du schreist wenn du schweigst Sporn die Zeit, deine Zeit, zeig dich jetzt, sei bereit Steh auf, steh auf, lauf, lauf Schau nach vorn, kein Zurück, bau dich auf, Stück für Stück Steh auf, steh auf, lauf, lauf Das ist Freiheit, das ist leben, wenn man lernt nie aufzugeben Das ist frieden, das ist krieg, wenn man merkt wie man sich selbst besiegt Das ist Freiheit, das ist leben, wenn man lernt nie aufzugeben Das ist frieden, das ist krieg, wenn man lernt wie man sich selbst besiegt Das ist Freiheit, das ist leben, wenn man lernt nie aufzugeben Das ist frieden, das ist krieg, wenn man lernt wie man sich selbst besiegt Das ist Freiheit, das ist leben, das ist frieden, das ist krieg Wenn du fällst, wenn du brichst, keiner hält was er versprich Kein Land, keine Sicht, kein Wort, kein Gewicht Kein Glaube, kein Licht, du verlierstdeinGesicht Deine Kraft, deine Macht, keiner weiß das du weinst wenn du lachst Im Traum die Zeit, deine Zeit, zeig dich jetzt, sei bereit Steh auf, steh auf, lauf, lauf Schau nach vorn, kein zurück, bau dich auf, stück für stück Steh auf, steh auf, lauf, lauf Spreng die Norm, deine Form, stell dich jetzt, komm nach vorn Mit dem Herz in der Hand, mit dem Kopf durch die Wand Jetzt kommt der Schmerz, keine Angst, du bekommst, was du verlangst Dein Blut dein Schweiß, keiner hört das du schreist wenn du schweigst Sporn die Zeit, deine Zeit, zeig dich jetzt, sei bereit Steh auf, steh auf, lauf, lauf Schau nach vorn, kein zurück, bau dich auf Stück für Stück, steh auf, steh auf, lauf, lauf

7 sie 2013







 trust me, there’s no need to fear
everyone’s here waiting for you to finally be one of us

calm down, you may be full of fear but you’ll be safe here
when you finally trust me, finally believe in me

I will let you down, I’ll let you down, I’ll, when you finally trust me, finally believe in me
 
trust me, I’ll be there when you need me, you’ll be safe here
when you finally trust me, finally believe in me

I will let you down, I’ll let you down, I’ll, when you finally trust me, finally believe in me







napisz dla mnie bajkę, a ja opowiem ci o piekle, 39 stopniach w cieniu, rozkosznie słodkim zanurzaniu stóp w chłodnej wodzie, aż po czubek głowy. opowiem ci jak bardzo chciałabym móc wyobrazić sobie jutro, znowu umieć ufać, przestać (musieć) kontrolować wszystko naokoło, po prostu przytulić czoło do lodowatej butelki i zasnąć na chwilę nie bojąc się pobudki. napisz dla mnie bajkę, omotaj mnie historią, zachwyć, tylko nie patrz już tak na mnie w tym chorym, bezsensownym milczeniu, nie umiem doliczyć się już prawdy, prawda nie istnieje. wszechświat jest kłamstwem, wielki wybuch jest parodią, księżyc oddala się od ziemi, a słońce wypala się w atakach furii. drzewa zakwitają i tracą liście, wbijam nóż w dłoń, a tkanka się zrasta pozostawiając po jakimś czasie ledwo widoczny ślad. uśmiechnięte bilboardy, piękni fizycznie ludzie, moja odwaga i twoja pewność siebie. gówno prawda, w źrenicach nie ma prawdy, jest tylko sygnalizacja "uważaj, uciekaj, póki jeszcze jest odwrót". niesamowicie chcę się odwrócić, za mną jest tylko ściana, a na niej namalowane ironiczne uśmiechy. skręcam w prawo, w lewo, ściana się wykrzywia, tworzy półkole, zacieśnia się to wszystko, kończą się drogi tej życiowej "ucieczki", pogoń za szczęściem, kręci mi się w głowie.
jeśli wszystko to istnieje, jeżeli wierzę w naukę i fakty, to wierzyć muszę też w samą wiarę. wierzę więc, że to mi się śniło. wierzę, że mogę ufać, szukać dalej, że znajdę wyjście z tego marazmu. że dotknę kiedyś jeszcze ciebie i wybuchnie wszystko jeszcze raz, stworzymy nowy wszechświat, ja Gaja, ty Uranos. opowiedz mi tę bajkę, proszę, jeszcze raz. pozwól mi tak zasnąć przy tworzeniu ciał niebieskich i ciał ziemskich. na podobieństwo.



and maybe it's easier to withdraw from life,
with all of its misery and wretched lies,
away from harm.








 nie pozwalaj sobie na tyle, chcesz mi złamać mostek, wyrwać płuca, odgryźć serce. z obserwacji trwającej 7870 dni, czyli 188880 godzin, co daje 11332800 minut, a w nich 679 968 000 sekund, wynika, że niby nic co ludzkie nie jest mi obce, ale na każdym kroku daję się zaskoczyć, niespodzianka, niekoniecznie pozytywnie. na ziemi żyje ponad 7 mld ludzi, jak podaje wikipedia jest to 7 088 783 050. ponad 11 razy więcej ludzi żyje w tym momencie niż ja przeżyłam dotąd pojedynczych sekund. nasza planeta istnieje już 4,567 000 000 miliardów lat.
 nic nie znaczące życie jednego człowieka, w tej pieprzonej, zachłannej otchłani kosmicznej. i po co to wszystko. znajdź jeden logiczny powód, znaczenie tego wszystkiego. opowiedz mi o nim, bo otwieram kalkulator i liczę, rozkładam swoje krótkie życie na jak najmniejsze kawałeczki, analizuję rok po roku wszystko co pamiętam, i powoli przestaję wyznawać zasadę mówiącą, że "niczego nie żałuję", że wszystko co było miało jakiś sens, jakieś znaczenie, że poruszysz palcem, a świat nie runie, że przyjdzie moment odbicia. że po to zmierzamy powoli w stronę dna, żeby łatwiej było wybić się z impetem i ruszyć na podbój świata. teraz widzę jakie to jest małe i nic nie znaczące. jednorazowe i przypadkowe. skręcisz w prawo, potkniesz się o swoje myśli i wpadniesz pod rozpędzony samochód, skręcisz w lewo, żeby jeszcze kupić gazetę w kiosku i zobaczysz z odległości kilku metrów jak ten sam samochód rozwala o krawężnik czaszkę komuś innemu lub w ogóle przejeżdża bezkolizyjnie. myślisz, że czuwa nad Tobą coś co spowoduje, że skręcisz w lewo a nie w prawo? urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą, fortuna kiedyś się obudzi i spadnie na nasze głowy deszczem ze złota. pewnego dnia, tylko poczekaj. tak, na pewno zaraz wszystko się odwróci. widzisz tych ludzi, którzy idą drugą stroną ulicy szczerząc sztucznie wybielone zęby? u nich już była, u nas też zaraz będzie. my też będziemy się tak śmiać do nieba i gwiazd, szczęśliwych gwiazd. wystarczy  poczekać.
 a.. może jednak? może po prostu skręćmy w tamtą cichą uliczkę, zupełnie bez powodu, ja wybiegnę z domu na późniejszy niż planowałam autobus, Ty będziesz stać w miejscu i czekać dziesięć minut dłużej. może dzięki temu się spotkamy. może przez to nasze drogi się rozejdą. 
 chyba niekoniecznie wszystko co jest takim miało być. może to karma, kwestia równowagi w przyrodzie. ktoś ma, ktoś już mieć nie może. ktoś się szczerzy sam do siebie, ktoś inny stoi w miejscu kompletnie bez celu. jeden otwiera w tym momencie karton świeżego mleka do porannej kawy, ktoś inny budzi się uderzeniem chemii po nozdrzach. wszyscy tacy sami, wszyscy tacy pojedynczy, nic nie znaczący. w dziejach ziemi jesteśmy ułamkiem sekundy. we wszechświecie właściwie niczym. zbiór nic nie znaczących atomów przypadkowych pierwiastków, które postanowiły się połączyć, wyniki eksperymentu z totalnego przypadku. 
 wierzysz w to, że świat jest wart czegoś, że można się choć chwilę napatrzeć i zatrzymać? chcę to zobaczyć. siadam na jakiejś polanie na wyżynach miasta, patrzę na urbanistyczny, szybki krajobraz. tysiące świateł, mniejszych i większych. szum samochodów, dym ulatujący z komina fabryki. zatrzymuję się, a wszystko wokół idzie naprzód. wszystko powoli umiera. 
 przyszłe pokolenie, które już powoli zaczyna się pojawiać na tym świecie, potomkowie dzieci naszych rodziców, gdzie znajdą się za dwadzieścia lat? może na tym samym szczycie, z którego to obserwuję, ale wątpię by był to szczyt naszych możliwości. wszystko pędzi, a ja powoli płynę. chcę eksplorować więcej. mamy mało czasu, nie chcę stać w miejscu, bo wszystko inne i tak się zmienia i nie chce poczekać. zatrzymaj się, na chwilę, poczekaj chociaż ty. pokaż mi to, co warto ujrzeć, czego warto dotknąć, co powinnam jeszcze usłyszeć. nie zmienisz świata, pewnie tez nie zmienisz siebie. ale mimo to chcę się jeszcze wzbogacić przed końcem. kiedyś, gdy już przyjdzie taki czas, może za kilka "ziemskich" chwil, może za drugie tyle tych kosmicznych milisekund, chcę być nasycona. w miarę, wystarczająco. "życie" i przypadek, a pewnie i ja sama, tak bardzo ciągniemy w dół. czuję, że teraz albo już nigdy, nie uniosę przecież tego wszystkiego naraz sama. widzę codziennie naszą nieodpowiedzialność, lekkość, głupotę. przypadek, nie los, i nasz głupie decyzje.
 ostatni dzień pracy w korpo, makijaż chyba podkreślił nieprzespaną noc, nie wiem czy lepiej wyglądam niż się czuję czy na odwrót. a może tak samo. teraz bez znaczenia. ostatni dzień. 
 a potem mogę iść, eksplorować juniwersy. kupię sobie teleskop. zmienię adres zamieszkania. będę szukać czasu (czas jest wtedy, kiedy nie śpisz w nocy; przyp. aut.), tych pieprzonych drobinek (kup sobie klepsydrę, to wtedy dosłownie to zobaczysz; przyp. aut.). plan życia. planowanie nigdy nie było moją mocną stroną.
 kiedyś stąd ucieknę jednak. na północ. nieważne.


 btw. polecam krótką lekturę. 

3 sie 2013

math & emotion











wystarczy mi tego wszystkiego. "papieros ma smak życia, i nie smakuje mi".
nie lubię wszystkiego i wszystkich, zabijam wzrokiem spoconych roześmianych turystów. "dobrze, że nie noszę w torebce karabinu".
tłumaczę teksty z niemieckiego na polski, przy czterdziestu stopniach w powietrzu to mój jedyny powiew zimna, germański chłód i świeżość. ułożone, wygładzone w kancik. das ich krieg. 
mam wypaloną jointem dziurę na klawiaturze, między "v", "g" a "b". i rozsypaną zawartość popielniczki na dywanie. mam wypaloną dziurę między mózgiem, płucami a sercem. jak jeden organ.
przetrzyj pogryzione usta spirytusem, gryź do krwi, obliż, krew z alkoholem, bielina, rozmazany tusz do rzęs, wyszczerzone zęby, szczękościsk, obtarte od kamieni knykcie, siniaki lokciach, obojczyku, kości biodrowej, kolanie. dziecko, co ty robisz ze swoim życiem. upadasz, upadasz nisko. zapal papierosa w tej dzielonej pościeli pachnącej proszkiem do prania, tytoniem, potem, łzami, emocjami.
do niedawna taka pusta, wyczyszczona jak łza, skąpana w świetle jarzeniówek i owiana sztucznym powietrzem klimatyzacji. teraz biegasz po starym mieście w czterdziestostopniowym upale, potykasz się o morze własnych, niewiadomoskądwziętych słabości, kłócisz się, płaczesz, puszczasz, tłamsisz, upokarzasz. 
kiedyś będziemy starzy i mądrzy. upodlenie w młodości, w tramwajach, w rytmie, w melodii, w tekstach, w wierszach, w autoagresji, sadyzmie i masochizmie, w tobie, we mnie, w powietrzu, w ludziach, w takbardzochcęcizrobićkrzywdęteraz, w zniknijodejdźzostawmnienieodchodźniezostawiajmniesamejbądźzawsze. w może, w dlaczego, w nie wiem. kim jestem teraz, jak bardzo pozwoliłam sobie zniknąć. gumka do ścierania tak bardzo skuteczna, wciągnij, rozciągnij, przeciągnij, przegnij, przesadź. wylądujesz gdzieś w końcu u terapeuty z okularami na zmarszczonym od mądrości czole i koszuli z kołnierzykiem, w lakierkach, z zeszytem i wiecznym piórem, oblizującego usta. kiedy dzwoni do mnie ojciec żeby mnie zaprosić na wycieczkę na zachód mówię "znajdź mi pracę". odpowiada "ok, możesz u mnie pomieszkać". uciekam, znikam, nie umiem ponieść konsekwencji. okłamuję, oszukuję. odpadam.





math and emotion
love and distortion
death and peace
i want release

math and emotion
love and distortion
death and peace
i plead for release

1 sie 2013

jestem spalona gdziekolwiek się pojawię
objawiać się mogę teraz tylko w snach na jawie
otwórz oczy szeroko, pełne pustki wrota,
podaj mi możliwość, w którą się zamotam.