.

.

19 gru 2009

7. Symfonia Beethovena.

wczoraj:

oddech przechodzący przez przełyk, przeciskający sie pod mostkiem.
wpływający do płuc. wraz z dymem.
glowa bezwładnie zwisająca z łóżka, nagie ciało pod pościelą, pusta butelka po winie, przewrócony kieliszek, to chyba kac.
tak się budzę dziś.
herbata i papieros potrafią czynić cuda.
patrzę na zegarek: 15:47. i ani jednego słowa. ani od Ciebie, ani od nikogo.
przespałam znów dzień.
kiedy udaje mi się poukładać myśli siadam nad encyklopedią biologicznąi próbuje się uczy.
co z tego, że próbuję, skoro wtedy wlaśnie wchodzisz do mojej głowy i robisz zamęt.
uśmiecham się do własnych marów.
grzebię w kieszeniach. znajduję papieros, w portfelu, dwa dni temu od Tomasza (kocham Cię, Tomek!), zapalam i po chwili już nawet nie myslę o tym, że miałam się uczyć.
każde zaciągnięcie się za każdy sen, za każdy dotyk, ża każdą bolesną pobudkę.
może nie jestem konwencjonalna, ale nie jestem też oryginalna.

odbicie w lustrze i wanna pełna gorącej wody.


dzisiaj:


i że sny nie są prawdziwe, tak mówił.
przekonaj mnie, proszę, że kłamał.