.

.

25 mar 2011

you are glorious headfuck thing. own it.



straciłam sporą cześć siebie, uciekła ze mnie wszystkimi porami skóry podczas tej gorączkowej nocy.
i dlaczego miałabym się po tym wszystkim nie poczuć uzdrowiona? oczywiście, że się czuję.
mam gorączkowe majaki, omamy, stoły spadające z sufitu, jęki pieprzących się za ścianą studentów, miauczenie kota liżącego mnie rano po policzku, zawroty głowy wieczorem, sprawdzanie co chwilę telefonu, migotanie za mostkiem, papierosy za 50 groszy sztuka. cudownie.
tylko kilka (o, bagatela, tylko sto) dni. niewiele czasu.
ko cham Cię. 




"you are a glorious headfuck thing. own it."
vs.
‎"I'd swallow razor blades to see your smile but even that wouldn't do it."



tak bardzo bardzo to wszystko odczuwam jak bardzo bardzo nie wiem nic.

zaplątałam się w tramwaju, wysiadłam gdzieś daleko od domu. drugi koniec miasta. włosy pachną mi tą wiosenną trawą.  patrzyłam na ludzi odbijających się od szyb. pędzących do pracy. szkoły. mężów, żon, dzieci. do kochanków.
kochankowie - tak piękni w swej rutynie.
odpłynęłam.
herbata, papieros, laptop. książka, koty, dom. Jego bluza. łóżko, koc. znów gorączka. znów sprawdzanie.

ej, zawsze byłam sentymentalna, ale teraz to się robi niebezpiecznie trzeźwe i na miejscu.
realizuję plan, skreślam punkty z listy. zwiedzam swoje miasto w poszukiwaniu cze go kol wiek.
polubiłam zapach proszku do prania wiosną.
siedzę na balkonie i liczę liście na drzewach. słucha Bauhausu i marzę o "zagryźliwości".
kocham się w Jego odbiciu w mojej głowie.
odpierdala mi, mówiąc najkrócej.
znów mogę napieprzać w klawisze ile dusza zapragnie, tworząc sobie miraż (prywata, prywata pod publikę).
mogłabym zaćpać się na waszych oczach lub równie dobrze podjechać pod każdego z was dom wyjebaną furą, a wasza reakcja byłaby taka sama. w gruncie rzeczy dobrze sobie to uzmysłowić i mieć to gdzieś, układać po swojemu i DLA SIEBIE, układać się w społeczeństwie ze swoimi lękami, trącać ludzi rękami, ramionami, językami, zębami, pazurami, podeszwami. wszyscy tacy mądrzy, tacy szaro-kolorowi. a ja zamieszkam na takim samym łóżku, z takimi samymi nadziejami. 
mogę po swojemu, mogę wśród was wszystkich. 
nauczę się wkładać maskę, którą sobie w te wszystkie bezsenne noce wymalowałam i będę z nią paradować ulicami.
zdradzać się mogę tylko w obliczu jedynego, nieskłamanego.
nie wiem, czy to już mnie spotkało, ale zamieszkam z nim, a on zamieszka we mnie. jak dziecko, którym się zaopiekuję, by potem mógł zaopiekować się mną.
nauczyłam się już oddawać. uzależniłam się już od tego.
więc teraz idę umyć ręce i kontemplować odcień szarości chodnikowej płyty na mojej ulicy.

wiesz o tym, że jesteśmy idiotami?
bo ja wiem, i chyba dlatego Nas kocham.
a teraz moja głupota spowodowała, ze wyznałam nam miłość na blogspocie, ach, och, patrzcie.
jeszcze trochę i zacznie się znowu użalać nad sobą, jasna sprawa. idiotka, wszystkie rozumy pozjadała, bo nie słucha wuwuwuwuwuwu i opierdala się na lewo i prawo, my jej powiemy co o tym sądzimy, będziemy tacy alternatywni i fajni. grafomańscy i śmieszni.
zaśmiałabym się do łez gdyby nie fakt, że zostawiam je sobie na inne okazje.
Hasta la vista, la vida buena <: