.

.

5 paź 2010

wołałam by mnie zatrzymać, ale wołałam niemo i nie zdając sobie z tego sprawy do dziś mam pretensje do innych za to co zrobiłam.


















no i patrzcie państwo, jak na ironię, Silvia i robotnicy za oknem, kiedy w bieliznokocu zasiadam na parapecie o 7:39 w celu wypalenia pierwszego papierosa (rodzina w pracyszkole).
robotnicy wypłoszyli mnie, więc wypaliłam do połowy wysłuchując przy tym Silvii - czerwcolipca nie masz prawa pamiętać, ja nie mam ochoty, choć pamiętam.
znów zabiorę się za sen o 17 i będzie to sen z tęsknoty - ostatnia emocja, która jakoś we mnie działa.
kolejnego papierosa wypalam w wannie.
poranek się dłuży.
kończą mi się chusteczki.


 16 papierosów.
trochę na siłę, mindmachine (nie, nie żeby pozostać w konwencji czerwcolipcowej, tylko tej z początków września, początku jesieni, spokoju, porządku).
i zawsze w tym momencie (10:17, choć rownie dobrze mogłaby być 11:43) jestem na siebie zła, i wmawiam sobie, że to na robotników, których zasłoniłam sobie czarnymi zasłonami.
wysyłam spanikowaną wiadomość tekstową.
uruchamiam komunikatory zielony i niebieski.
wciąż nie mam pomysłu co powiedziećnapisaćprzetworzyć.
chodzę po domu w szpilkach, wypijam herbatę za herbatą, parzę sobie duszę.
z nudów wyciągam jakieś stare papierzyska; na chybił trafił mówią mi różne dziwne rzeczy:
"dzisiaj gdy zasnął nie chciał mnie wypuścić, jego zatrzaśnięte na mnie ramiona działały jak klamra za każdym razem gdy próbowałam uciec. ale nie chciałam uciekać, więc musiałam się uśmiechać."
uderza, ale coraz słabiej. wyćwiczyłam to, na spółkę z czasem.
potem pisze do mnie zdesperowany i smutny mężczyzna. niestety nie ten mężczyzna, którego bym chciała, więc milczę, chowam się pod koc i milczę i czekam i nie ma mnie.
pewnie znasz to uczucie, kiedy roznosi Cię od środka, ale nie możesz coś zrobić i zaczyna Cię mdlić od wszystkiego. ja to mam ostatnio nazbyt często.


cicho siedzę i nie potrafię nic zrobić. wspominam sobie różne zapachy. 
(pierwsze perfumy; dziedziniec szkoły muzycznej w jesiennym słońcu, tamta ławka, ta pani co zawsze robiła mi herbatę i nie doliczała cukru i sprzedawała paluszki z sezamem, smak klarnetowego stroika, spacery po podgórskim parku, altanka, przede wszystkim prawa strona schodów na tyle parku, pierwsze czytanie Zafona, rozsypujące się po głowie dźwięki tamtej wiolonczeli.)


jestem wciąż. rozdrażniam się na siłę. nic z tym nie robię.
pozdrawiam leki uspokajające, których nie posiadam.
otwieram okna drzwi i wychodzę z siebie.
bez celu, z papierosem.























13:07
-ale myślałam że...
-źle Pani myślała.















14:13
poza tym jak widać są na tym świecie rzeczy, których nawet ja nie wybaczam.


14:37
zguba.