.

.

8 lut 2010

bonobo, znów!

przychodzi do nas, umieszcza się między kobiecym a męskim ciałem.
ma małe łapki, białe wąsy i ciepłe futro. czuje jak bije jego serce.


i budzę się lekko zszokowana, bo wolałabym o tym nie pamietać, dziwię się, że pamiętam, nawet nie mam co zapalić, żeby się doprowadzić do jako takiego stanu.
po przejściu do mojego pokoju z tamtego ze snu dopływają do mnie dźwięki. bonobo. że też nie miałam sobie czego włączyć na dobranoc. ładna dobra noc, nie ma co. ale jakoś wsiąkam w to i nie chcę wyłączyć. (mój last oszaleje!).


ciało się obraca, przewraca, zmienia ułożenie w milionach kombinacji.
nie będzie spało. tak postanowiło.
sięgam do książki. zanim wpływam w Paryż mija kilka, kilkanaście minut, w trakcie których przypominam sobie zapachy.. nieznośne.
lodówka, herbata mrożona, następnie czajnik, liściaste fusy, herbata, Norah Jones.
jeden album, potem znów (!) bonobo (tak jakbym była przeprogramowana).
znowu chowam się pod kołdrą, pod kocami, nad tym zmietym prześcieradle, chowam sie tu z tą samą książka pod pachą.
zasne wraz ze świtem, zobaczysz.
jutro buty, bank, jak sie uda w banku to papierosy. chciałabym też nową farbę na głowę.
we wtorek urodziny Tomka.
niech się wiele stanie. chcę wyjść ze skorupy, bo siedzenie w niej niewiele daje.