.

.

18 gru 2012

nie mam już internetowych znajomych, przyjaciół, romansów, całkiem przez przypadkiem i całkiem przekornie moje życie toczy się gdzieś indziej, na zewnątrz.
dziwne rzeczy się dzieją. biegam po śniegu, zmęczona jak nigdy, sypiam dłużej niż kiedykolwiek, znikam jak kamfora. o wypłacie myślę znowu w kategoriach alkoholizacji f2f, może nigdy się nie spotkamy, może nigdy nadejdzie w te święta.
praca mnie zjadła.
---
polecam Żulczyka (czytam w kółko w przerwie pomiędzy wszystkimi marketingowo ekonomicznymi gównami), dzisiaj dostałam "Instytut". poza tym kończę "Inną wersję życia" Kowalewskiej i zastanawiam się mocno - kiedy Kowalewska przestanie tak intensywnie wbijać mi się do głowy.
---
czemu nie mogę przestać myśleć o wycieczce do Warszawy? przecież nienawidzę Warszawy.









1 gru 2012

"gdybyśmy chcieli zrobić to inaczej, to zrobilibyśmy to!"
wykrzyczane szeptem brzmi tak samo brutalnie i ordynarnie, czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym w ogóle? cały czas to robisz. gdy zasypiam, gdy się budzę, sączysz mi sycząc truciznę w oddechu, świszczącą pomiędzy zębami i językiem. nie umiem się w żaden sposób odnosić do wypowiedzi w takiej formie.
teraz - męskie ręce, dłonie dokładnie dwa razy większe od moich, sprawiające wrażenie siły i mocy, ale dlaczego też bezpieczeństwa? czy takimi rękami nie łatwiej zrobić krzywdy? czy takie dłonie nie służą do bicia?
dlaczego dzisiaj zachodzimy sobie za skórę - jutro sobota, dzień na wpół wolny, swobodny, tyle radości, tyle możliwości. 
wpychasz mi na siłe wykrzyczane szepty.
więc odpowiem Ci, spokojnie, najspokojniej jak mogę, ze znudzeniem od pewności, z pewnością od znodzenia:
"jest jak jest.
i gdybyśmy chcieli zrobić to inaczej, pewnie i tak byśmy tego nie zrobili."

-
przyszła do mnie jedna z dwóch najlepszych przesyłek świata <3 font="font" nbsp="nbsp"> 
 

30 lis 2012

wciąż pracuję po godzinach, w sumie to nic tylko praca i praca, na nic czasu, na nic innego nawet ochoty.
ten weekend będzie odświeżeniem. musi.
kupiłam kilka książek i mate, czekam na przesyłki.
kolejną Kowalewską kupiłam już wcześniej, czytam w totalnym międzyczasie, trochę zadurzona jestem w jej prozie. poza tym tylko przeglądam tylko wciąż jakieś materiały, ostatnio godzinę stałam w księgarni przy półce z literaturą dotyczącą ekonomii i handlu.
próbuję jeszcze ogarnąć drugą pracę, nieetatową, ale nie wiem kiedy mam na to znaleźć jakikolwiek czas.
potrzebuje ekstra pieniędzy, szukam mieszkania. chciałabym samodzielnie kawalerkę, ale obawiam się, że nie dam rady jej utrzymać. w związku z tym dużo kombinacji i planowania, ostatnio stałam się mistrzem w systematyczności i rozplanowywaniu, JA! 
mimo to wszystko nadal znajduje się na lewej stronie, nie tak jak powinno, są braki - nie niedociągnięcia, potężne dziury, nie mam czasu, nie mam siły, nie mam ochoty szukać sposobów i środków by to zalepić, momentami odzywa się jedynie potrzeba.
a potem następuje kolejny krótki sen. 


5 paź 2012

2:46





a w głowie jedynie wieczna zabawa słowem - zabrano mi mózg, przemielono przez maszynkę, jestem klonem, wtórną machiną bez wspomnień i możliwości rejestrowania obrazów. płaskie powody do radości. zapewnie nie masz mi nic do zarzucenia, dlatego rzucam sformułowaniami jak z automatu, bombarduję bezsensownymi porównaniami i mimo przygryzania wargi brzmię jak uśmiechnięty manekin z wystawy sklepowej. choć, oceń mnie, scarakteryzuj, zaklasyfikuj.
bielinka przed pracą, zakrwawione białka oczu, wszystkie żyłki tuż pod skórą, pulsujące jak bomba zegarowa. zgniatam puszke z czwartą baterią, spódnicę na kolanie mam ubrudzoną kawą (bo na konferencji obowiązuje smart casual), a na przerwie na papierosa dochodzi do krótkiej wymiany zdań, z której wynika, że nic nie znaczący współpracownik zna czy kojarzy punkt zaczepienia do sporej części mojej przeszłości. właściwie punkt odniesienia do połowy mnie.
nic nie komentuję, przygryzając wargę i nerwowo stukając filtrem papierosa o zęby dalej zachowuję się jak manekin.
szef wsadził dwa i pól kafla w bar hotelowy, pijcie do woli cieszcie się. uciekam do łazienki i zmoczonym rogiem białego ręcznika z logiem próbuję zetrzeć brązową plamę kofeinową. poprawiam na szybkości swój stan i myślę jak dotrzeć do białego rana. 160 kilometrów, wiecznie pod górkę.
ocieram brew nadgarstkiem i walczę z systemem jednej osoby - swojej własnej. kupuję paczkę fajek,biorę podwójnego drinka i zaciskam zęby. w uśmiechu, na bieli.








-
dodatek z ćmami.






23 wrz 2012

Jesień.

I przyszła moja ulubiona pora roku. Wraz z nią weekendowa (oby tylko) grypa. Leżę i faszeruje się paracetamolem oraz innymi lekami, popijając herbatą. A jutro do pracy. Poza tym będę okropną chwalipietą, ale muszę się pochwalić, że we wtorek na 99% czeka mnie awans. Jak się uda to jedziemy za 2 tygodnie na zjazd, obawiam się, że w większości alkoholowy. A w piątek po pracy byliśmy całą noc na imprezie z ludźmi z biura. Dlatego coraz bardziej lubię swoją robotę : )
I dlatego muszę się do jutra wyleczyć.
News z innej paczki - zostałam posiadacza konta bankowego. Teraz Ci wszyscy komornicy namierzą mnie w tri miga. I zegnajcie oszczędności.
W celu kompletnego updatu dodaje kilka zdjęć, które zrobiłam w międzyczasie tego szaleństwa.