.

.

26 wrz 2011

nie ma mnie. schowałam się w bałkańskich i klezmerskich dźwiękach, otuliłam ciało chustą z koca, zakatarzyłam się na wieczność. pół nocy nie mogłam spać, bo budził mnie ból śluzówki. niepotrzebnie mi akurat teraz to chorowanie, chyba ma mnie powstrzymać przed wzięciem tego kredytu. ostatnie 10 złotych patrzy na mnie i prosi o papierosy. póki co jednak nie wychodzę z domu. 
nadal
nie wiem
co mam
zrobić.

gdybyś mi powiedział byłoby mi trochę lżej. 


---
zaspokajam się krakowską jesienią. 

20 wrz 2011

"Tej nocy mogłem zgwałcić kobietę
mogłem utopić płaczące dziecko
mogłem mordować każdym narzędziem
albo kochac wszystko
mogłem torturować zwierzęta
albo litowac się nad nimi
mogłem podpalać domy i szpitale
albo pielęgnować chorych
mogłem budować więzienia

Tej nocy mogłem zrobić wszystko
nie zrobiłem niczego
świat przestał znaczyć
nie było już nic
tylko śmierć jeszcze istaniała
czułem jej zapach w rzeczach"

Kazimierz Ratoń

zabawiam się słowem zdecydowanie umiejętniej
niż sobą
ślepe kręte uliczki
przewracam się na lewy bok i duszę
nie wiem po co się tak starasz
potrafię to zrobić inaczej
nigdy
wcześniej
nie miałam
tak wielkiej
ochoty
wsadzić komuś łyżeczkę w oko
więc fajnie, że nie miałam łyżeczki pod ręką

cześć Mamo, Krakowie, jestem u siebie. te chodniki mnie słuchają.
piję herbatę hektolitrami i udaję, że wcale nie zrobiłam sobie żadnego chamstwa.

a teraz idę odfolkpocząć, następnie zwiedzać i robić zdjęcia.
pachnę inaczej i chwała bogom.

13 wrz 2011

autobusy są schorowane, rozpływają się w tym upale. a ja w bluzie i kapturze popierdalam przez to miasto, którego nienawidzę, w środku nocy, ja, słuchawki i mój trip. środek nocy,  pełnia Księżyca, samotność.
telefon od I. "od kode spuchły mi oczy".
idę do M., znajduję papierosy, gadamy o relacjach damsko-męskich, zabijamy pająka, wracam do domu. Park K. w samym środku nie ma latarni. jest ciemno, trawa jest mokra i to wszystko jest dobre.
więc wczoraj znowu 25, a teraz idę się porządnie upić.
ależ mnie to wszystko bawi. nigdy w życiu nie byłam tak ironiczna.
z nieba spadają diamenty, połykam je. połykasz? tak, połykam. a co, mam je sobie przyczepić do cycków?
ukrywam swoje szczęśliwe momenty, liczę, że może kiedyś oczy mi się zaczną od tego świecić.
a może nie.
telefon od I. "idziesz na imprezę? weź jakieś kiecki i przyjeżdżaj". chryste pańskie, ja i kiecki. 
to, że chce mi się w ogóle szykować na imprezę z ludźmi, których nie znam oznacza tylko jedno - księżyc jest zdecydowanie jeszcze za blisko..  
cieszę się, że na dzisiejszym kacoacu naprawdę ładnie wyglądam. ba, zajebiście. Panowie, padać do stóp.
p.s. Matt przyjeżdża za tydzień, może wkrótce będą jakieś zdjęcia. może nawet nie takie normalne, zobaczymy na ile go namówię. I czy w ogóle uda się nam dogadać. (cos maj inglisz is faking łik, as hel). ale ogólnie jeśli o to chodzi <3



11 wrz 2011

cześć Kochanie.
nic nie jadłam od wczoraj, jakoś nie mam ochoty. dużo myślę. wydrukowałam te dwa obrazy, o których Ci mówiłam, tylko teraz brakuje mi farb, po cholerę mi inspiracja, po cholerę mi zapał, skoro nie mogę tego zrealizować. w telewizji Ace Ventura, Jim ma AIDS. i te psie oczy u psiego detektywa, zabawne. dlaczego mnie to bawi? bo dzisiaj jestem cyniczną suką, stoję na balkonie w środku nocy z cyckami na wierzchu, jakby je ktokolwiek miał teraz oglądać, palę papierosa, słucham (zdecydowanie za dużo!) swansów i popierdalam to wszystko. wcale nie chcę, ale tak się dzieje.
teraz popycham wszystko do przodu małymi, o kurwa, malutkimi kroczkami. tylko to Twoje smutne spojrzenie gduy powtarzasz, że dasz sobie radę. że ja dam sobie radę, itd.
P. 23:28 pozwól mi się tym zająć, wszystko będzie na miejscu. uśmiechnij się.
gdybym wiedziała co i jak się odbywa i dzieje może i potrafiłabym się uśmiechnąć.
każdemu nadstawiam policzek.

wyrzuciłam puste butelki po alkoholach. cztery raz wychodziłam z tym na śmietnik. tak dawno nie sprzątałam czy tak dużo piję? wszystko jedno.
jest pięć podstawowych rzeczy, których mi kurewsko brakuje w tym momencie:
1. pieniędzy
2. seksu
3. miłości (w to wpada punkt 2, ale to nie wpada w pkt2)
4. poczucia bezpieczeństwa
5. dużej ilości fajek
jasne, że dorzuciłabym jakieś piwo, ale skoro już była mowa o nadużywaniu, to sobie na to nie pozwolę.

obaliłabym każde słowo mojej matki gdybym tylko miała te pięć rzeczy. włączyło mi się av (dzięki foobar shuffle), więc włączyła mi się agresja. potrzebuję porządnych (!) rejwów i zabijania. ewentualnie pójdę się z kimś pobić. zdecydowanie to co jest mi nie wystarcza.

dziś słyszałam jak skrzypią Ci płuca gdy oddychasz (przyśniło mi się to, lub przypomniało we śnie) i proponuję byś albo przestał palić albo zaczął więcej grać na tej swojej gitarce, bo to takie sexy, i w ogóle
rozpierdolę Ci kiedyś ten łebek pełen durnych pomysłów.

oczekiwanie na darmowe zioło jest jedną z przyjemniejszych rzeczy, która mnie spotkała w tym moim marno smutnym hilfe, dziękuję Przemuś, że jesteś tak przemiły. nie wiem w jakich warunkach rośnie Twój krzaczek i czym to podlewasz, ale oczyszcza mi to mózg jak nic innego.


---
w poniedziałek stanę się oficjalnie bezrobotna...

jeszcze kilka miesięcy, matka wyrzuci mnie z domu, a ja na Dworcu Głównym śpiewać będę "zima na ramiona moje spadła, niewinnością, białym śniegiem, pierwsza gwiazda już na niebie, nie ma, nie ma Ciebie..." może wyśpiewam sobie pieniądze na kremacjęm gdy już zamarznę na tym Dworcu. płomienie mnie rozgrzeją, taki pośmiertny żarcik.

7 wrz 2011

kraczenie wron. rozkraczenie.
budujemy sobie destrukcję na swoje własne życzenie. wpatrujemy się w swoje szerokie źrenice, przestraszony wzrok ućpanego upadania "łap!". nie odszedł ode mnie, choć mnie opuścił. lekarz mówi, że kilka pierwszych tygodni będzie najgorszych, przewrotne działanie leków. codziennie mówię do lustra, że jutro będzie już lepiej. on tępo wpatrzony w sufit wzruszeniem ramion pokazuje mi, że niekoniecznie to jutro nadejdzie.
robię mu herbatę, podpalam papierosy, karmię jak dziecko, niedługo przyjdzie mi zmieniać mu pieluchę. wczoraj umyłam mu włosy, poddawał się moim dłoniom, jak dawniej. płakałam, udając, że piana wpłynęła mi do oka. potrzebowałam objąć jego chude plecy, bałam się jego reakcji, ale nie oponował. chyba wie, że dla mnie to prawie tak samo ciężkie. cholerne współuzależnienie od choroby, od chorego. sama zacznę brać leki. będziemy się pocić w jednej pościeli i spać po dwadzieścia godzin na dobę.
zmieniłam mu pościel, znowu się położył. dopóki nie zasnął udawałam, że czytam. od dwóch tygodni sypiam na leżance, ale z fotela mam lepszy widok na jego uśpione lekami i smutkiem ciało. patrzę na nie tak długo aż usypiam.
przed świtem budzi mnie jego głowa na moich kolanach. całuje mnie po udach. bez słowa bierze za rękę, prowadzi do łóżka i mocno przytula, niemal przydusza. płaczemy bezgłośnie, kochając się po raz pierwszy od miesiąca. tabletki powinny obniżyć libido, uśpić emocje. a on nadal czuje, chyba nawet mocniej niż kiedykolwiek. zapalamy wspólnego papierosa. nie wiem czy powinnam wyjść i nie wrócić czy on po prostu chciał zatrzymać mnie mocniej przy sobie. po intensywności uścisku mogę kalkulować. muszę zostać, inaczej oboje nie potrafimy.





















4 wrz 2011

dziękuję Panu, za ten piękny wieczór, wie Pan, ja się okrutnie dziwię ludziom takim jak my, co chcą się czuć wolni, są tak postrzegani, ale wiadomo jak urządzony jest ten świat, dziś podłożysz nogę staruszce wychodzącej z tramwaju, jutro sam będziesz za nim biegł dźwigając walizki, śpiesząc się na dworzec, a motorniczy ci drzwi przed twarzą zatrzaśnie i, choć stoi jeszcze piętnaście sekund na czerwonym, nie otworzy. wiem, proszę Pana, ja wiem, że Pan nie biegłby za tramwajem, ale to byłby właśnie pierwszy raz - upewniający efektem, że dobrze było wcześniej nie biegać - no ale pociąg, wiadomo. wie Pan, ja ukracam  życie takim formom jak pośpiech, dławienie, zgaga i ból menstruacji. odkładam sobie to na potem, wszystko na potem, poza, proszę Pana, odczuwaniem, smakowaniem, eksperymentem i zabaw z percepcją. słowa kluczowe takiej zabawy to trzydzieści ( dziesięć razy po trzy razy), oraz trzyliterowe dxm czy aco. zabawa, durna zabawa, po co to komu, ale z drugiej, czy raczej, trzeciej strony... zresztą nieważne, zmieńmy temat, ten mnie drażni, wszyscy mi to zaciskają na gardle jakbym sama nie wiedziała. zaciskają mi gardło, a ja uciekam od dławienia, mówiłam już przecież. a seks, proszę Pana? rajzefiber, Pan to wie. fellatio,  cunnilingus, i tym podobne, zwieńczeniem jest climax i pach! bo wiem Pan, my tu sobie gadu gadu, winko się kończy, Pan wie, takie tematy napływają człowiekowi. właściwie.. wino się skończyło, ja tu mieszkam, o tu, to okno, tak to Chopin, zgadywał Pan? ach, zna Pan, no to następnym razem porozmawiamy o Chopinie i o Beethovenie, bo to mój ulubiony, Panu zostawię Mozarta i Brahmsa, będziemy się roztkliwiać i rozczulać. tu Pan ma mój numer telefonu, w kieszeni marynarki, wsadziłam Panu karteczkę, kiedy odkorkowywał Pan wino i zostawił ją na krześle, żeby plam nie było, więc sobie pozwoliłam, Pan się nie gniewa, prawda? właściwie... Pan ma takie ładne szklane oczy.. czemu Pan się śmieje, nie, naprawdę, one są szklane jak to szkło, o tutaj, w drzwiach, tylko lepiej oświetlone i delikatniejsze, cieńsze, słabsze, wrażliwsze, a ja nie znam imienia tych oczu, prawe, lewe nic nie znaczy, a Pan niewiele chyba ode mnie starszy, i usta też Pan jakoś nazywa, ach, ładne imię, wiesz, nie znałam dotąd żadnego mężczyzny o tym imieniu, to ważne, dobrze, nie przesiąkło żadną klątwą. może wejdziesz na herbatę, zimno się robi, ja wiem, wino nas rozgrzało oboje do zwierzeń i wspomnień, ale to alkoholowe złudzenie, jedno z wielu jakim pewnie oboje teraz ulegamy, tylko te szklane oczy, bo wiesz, ja mam swoje kryteria u mężczyzn, bladość skóry, wystawanie knykci, żylastość przedramienia, faktura skóry na karku, ale nigdy nie patrzyłam w oczy, Twoje są szklane, boję się tego szkła. nie boję się, że je stłukę, ale że stłuczone wpadnie w kawałkach do mojego, jak lód u braci Grimm, a ja nie potrafię być Królową Lodu, co najwyżej Królewną Śnieżką albo Śpiącą Królewną, ale i tak nigdzie nie czuć tak jesienią jak w mojej sypialni. tak, tutaj. przyniosłam Ci herbaty, uważaj, nie poparz się, gorąca, oprę sobie kubek o kolana, bo wiesz, marzną mi kolana w taką pogodę i o tej porze. o czym rozmawialiśmy? a, o alkoholu, że rozgrzewa i łudzi, choć ja mam wrażenie, że bardziej od wina rozgrzały mnie i złudziły Twoje szklane oczy, ale nie wiem dlaczego i skąd to wrażenie, wrażenie.. takie słowo, prawie jak wrażliwość. myślisz, że trzeba być wrażliwym, żeby ulegać wrażeniem? wybacz, bredzę, sama nie wiem po co i dlaczego, ale lubię męskie obojczyki opierać o nie policzek i podbródek tak jak teraz. późno już, zostań na noc, co prawda mam tylko jedno łóżko, ale nie mam termosa, z którym mogłabym Cię wyprowadzić w tę zimną noc. mam dwa koce. to dobranoc, wiesz, dobrze mi w tę noc, cieszę się. nie wiem nawet dlaczego. ale... o, rozlałam herbatę, no nic, kot zliże, ja już się położę, nie krępuj się, możesz przełączyć Chopina, możemy już nie rozmawiać. co zamiast? coś wymyślisz. musisz wymyślić.

2 wrz 2011

chłód porannego seksu. nadal łapiemy się jak zwierzęta. rozgrzani zeszłą nocą, ale już trochę bardziej się wstydzimy, unikamy swoich spojrzeń, udając, że przymknięte są z zaspania i rozleniwienia. patrzysz dokładnie tylko na moje piersi, wreszcie możesz im się przyjrzć, uchwycić w kadrze spojrzenia, dobrze oświetlone mlecznobiałym światłem. rozgryzamy sobie na wpół boleśnie wargi. na parapecie głośno mruczy czarny kot.
powstrzymując wstyd zostawiam Twoje ciało okryte czerwono białym kocem w kratę.
- herbaty? - pierwsze słowo, które pada w tym pomieszczeniu od kilku godzin, od "kochaj się ze mną". łapiesz mnie zębami za ramię, odrywam się uciekając w stronę kuchni. po drodze zbieram rozrzuconą bieliznę i ubrania.
- nie ubieraj się.
od poprzedniego faceta, z którym wylądowałam w łóżku usłyszałam jakże przeciwne "ubieraj się". chryste, jaka przewrotność.
zostajemy przy niemym kompromisie, okrywam się Twoim ciałem, gdy wracam z herbatą. moczysz język w ciepłym płynie i liżesz mnie po karku.
potem wychodzę do ogrodu ukraść kilka polnych kwiatów. śledzisz mnie wzrokiem, po kolana umoczoną w mgle i rosie.
zamykam za Tobą drzwi, wracasz po kilkunastu godzinach, zastajesz mnie przy herbacie, komputerze, muzyce, z włosami wysoko związanymi. zdziwiona nie pytam skąd i po co znów się tu wziąłeś.
- herbaty? - znów pytam.
a potem rozgrywamy swój teatr od tyłu do początku.




---
o I. się nie martwię, ona powinna martwić się o mnie. póki co upijamy się spokojnie. P. odwiedza mnie nocami i staje się moją dziko nabytą i przyswajaną obsesją. dziwne. K. próbuje mnie zmusić do reakcji, G. podobnie, ale ignorowaniem, R. wpadł w trans milczenia, chciałabym w tym milczeniu wypalić papierosa.
satnęłam na wysokości zadania, złowiłam sobie rybkę.
potulnie układam ciało do snu. na męskich żebrach.