.

.

2 wrz 2011

chłód porannego seksu. nadal łapiemy się jak zwierzęta. rozgrzani zeszłą nocą, ale już trochę bardziej się wstydzimy, unikamy swoich spojrzeń, udając, że przymknięte są z zaspania i rozleniwienia. patrzysz dokładnie tylko na moje piersi, wreszcie możesz im się przyjrzć, uchwycić w kadrze spojrzenia, dobrze oświetlone mlecznobiałym światłem. rozgryzamy sobie na wpół boleśnie wargi. na parapecie głośno mruczy czarny kot.
powstrzymując wstyd zostawiam Twoje ciało okryte czerwono białym kocem w kratę.
- herbaty? - pierwsze słowo, które pada w tym pomieszczeniu od kilku godzin, od "kochaj się ze mną". łapiesz mnie zębami za ramię, odrywam się uciekając w stronę kuchni. po drodze zbieram rozrzuconą bieliznę i ubrania.
- nie ubieraj się.
od poprzedniego faceta, z którym wylądowałam w łóżku usłyszałam jakże przeciwne "ubieraj się". chryste, jaka przewrotność.
zostajemy przy niemym kompromisie, okrywam się Twoim ciałem, gdy wracam z herbatą. moczysz język w ciepłym płynie i liżesz mnie po karku.
potem wychodzę do ogrodu ukraść kilka polnych kwiatów. śledzisz mnie wzrokiem, po kolana umoczoną w mgle i rosie.
zamykam za Tobą drzwi, wracasz po kilkunastu godzinach, zastajesz mnie przy herbacie, komputerze, muzyce, z włosami wysoko związanymi. zdziwiona nie pytam skąd i po co znów się tu wziąłeś.
- herbaty? - znów pytam.
a potem rozgrywamy swój teatr od tyłu do początku.




---
o I. się nie martwię, ona powinna martwić się o mnie. póki co upijamy się spokojnie. P. odwiedza mnie nocami i staje się moją dziko nabytą i przyswajaną obsesją. dziwne. K. próbuje mnie zmusić do reakcji, G. podobnie, ale ignorowaniem, R. wpadł w trans milczenia, chciałabym w tym milczeniu wypalić papierosa.
satnęłam na wysokości zadania, złowiłam sobie rybkę.
potulnie układam ciało do snu. na męskich żebrach.