.

.

29 mar 2010

S.F.











sleep walk.














coraz kapryśniejsza ze mnie istota.
wytaplałam się we własnych myślach, które wypływały ze mnie jak tysiące ryb i mijały miasto z prędkością świateł.
wszystko było zapachem i obserwacją.
nic nie mogło mi przeszkodzić, ale mimo to nie mogłam pójść dalej w swoich żądaniach, pragnieniach, niemych zamierzeniach.
krótka, niemal narkotyczna myśl - że trzymam Cię między dłońmi jak bańkę mydlaną.
potem nawrót rzeczywistości - uciekasz mi z tych dłoni i nie pękasz.
nieświadomy moich myśli spojrzałeś na mnie i zacząłeś się śmiać.
nienawidzę, gdy się tak śmiejesz.
w ogóle zaczynam nienawidzić Twojego wyrazu twarzy. jest mi to wszystko zbyt bliskie, to mi wchodzi pod spódnicę, to mi niszczy ten pozorny spokój, którym potrafię się przed Tobą obronić.
to zamienia mnie w uosobienie furii, a furią do Ciebie chłonę.

jak do wiosennego deszczu.