.

.

10 kwi 2010

prelud deszczowy




''jeśli któregoś dnia pomniki zaczną gadać, to Mickiewicz wszystkim rozpowie, że byliśmy tamtej nocy razem, że kochalismy się szaleńczo na łożu z różnobarwnych bratków, że rozkoszy jęki ze snu wybudziły ptactwo...''

nie wiem, wciąż czekam, a to wciąż się zaplata, historia lubi się powtarzać, przestało pachnieć śniegiem, pachnie deszczem, ale inne jest już TO, bo teraz to tylko ja, sama.
zapadła na głupią chorobę cywilizacyjną, znowu pełna bezsiły. 
z aparatem pod pachą przemierzam miejsca nam znane. dokumentuję to wdrapując się na drzewa.
nie lubię, nie umiem załatwiać swoich spraw. 
chyba wolałabym być dzieckiem.
po co mi dorosłość, skoro nie umiem walczyć ze światem?
bo to już prawie rok, a ja wciąż siedzę z herbatą w domu i nie potrafię rozmawiać.
i teoretycznie nie mam racji - ale Ty nie wiesz. Ty możesz jedynie podejrzewać co robię z jedną nogą w kałuży.
nie pamiętasz, jak dziesięć lat temu stojąc na tarasie domku letniskowego krzyczałam, że Boga nie ma.
nie było Cię wtedy, kiedy ściskał moją dłoń po raz pierwszy słuchając Honeythiefa. i choć znasz tytoniowy zapach moich włosów i czasem mówię Ci więcej niż im wszystkim, choć o tym nie wiesz, zjawiłeś się po to, żeby uprzytomnić mi. w sposób przyjemny, acz bolesny. uprzytomnić, przypomnieć, pokazać - jak bardzo prosto jest zabawić się człowiekiem. 
potem przyszła ona, i choć nadal nie wiem kim jest dla mnie, potwierdziła tę tezę z uśmiechem na ustach, a potem złapała mnie za rękę i powiedziała: spróbuj, to takie zabawne.
nie potrafię - tak krzyczałam, kiedy ustami ktoś znów próbował mnie obudzić z tej koszmarnej fantasmagorii.
jeśli się nie nauczę znowu przegram, tak jak teraz. (omiatam wzrokiem Twoje ciało, po to, by na koniec zakłuć niebieskie oczy. i chociaż zapytasz czy coś się stało, z uśmiechem na ustach odpowiem, że nie, skądże. a Ty w to uwierzysz i uśmiechniesz się również, postoimy tak razem chwilę, może nawet zapalimy jeszcze jednego papierosa i pójdziesz, z melodią na ustach. a ja zasnę).
dzisiaj też zasnę, choć uprzedzanie wypadków w myślach temu nie sprzyja.
gdyby nie świadomość, że po tym będzie bolał mnie brzuch, to wypiłabym kubek ciepłego mleka, siedząc w oknie, może nawet paląc ostatniego papierosa, byłabym spacerem, byłabym jeziorem, wreszcie byłabym deszczem.

jutro będę nikim jeśli nie przezwyciężę po raz pierwszy swoich głupich fobii. 
wyjdę z domu z imieniem i nazwiskiem na twarzy.
wrócę i znowu owinę się kocem jak folią.
parujący kubek z fioletową herbatą w środku pod brodę.