.

.

29 maj 2010

bvsc.

!!!

04:58
bredzę. nic nie umiem bardzo.
[poranki nie są nasze, nawet poranki nam ukradli.]
znane uczucie dotyku chodnego metalu na plecach, potem opieram się o ścianę i, nadal nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc, staram się nie przejmować jak najbardziej. analiza jest moim wrogiem. 
---
05:36
dobra, to była to niemiła część. teraz napierdalam przy hate is mine wumpscuta i przypominają mi się dworcowe usmiechy, prymitywne zachowania ludzi naokoło i to, jak bardzo. 
powoli cofam myśli w czasie, potykam się o te kilka ostatnich lat, potem skupiam na ostatnich miesiącach, na końcu-na ostatnich tygodniach.
z sekundy na sekundę mam coraz większą ochotę na deja vu. 
no i na papierosa. papierosa, dobra rzecz, przydałby się teraz.
nie wiem czy czuję głód, nie wiem czy czuję stres, nie wiem, czy mam w szafie czarne rajstopy, nie wiem czy zrobić sobie herbatę, nie wiem ile panadolu zażyć. 


najchętniej zakopałabym się w pościeli, pozwoliła sobie na sen.

28 maj 2010

.............................................................................................................

znów nie mogę spać. słuchanie.

Almodovar kilka godzin, musiałam aż się napić kawy, mimo, że rzadko to robię.
tak jakoś po Wieniawskim zachciało mi się innych klimatów, innej mentalności, innych spojrzeń.
na końcu i tak się kończy jak zwykle, choć tym razem niesamowitą odmianą będą cholernie pracowite i stresujące trzy dni.
niesamowicie ładnie wygląda tuż przed 6 rano.


[nie znam obietnic, które można by teraz składać.]




26 maj 2010

heili karjalasta







∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞
It's unfortunate that when we feel this dark
we can roll ourselves over 'cause we're uncomfortable
(oh) where t h e   d e v i l   m a k e s   u s   s i n .
 B u t   w e   l i k e   i t   w h e n   w e ' r e   s p i n n i n g
 i n   h i s   g r i n . 
L o v e   i s   l i k e   a   s i n  my love
F o r   t h e   o n e s   t h a t   f e e l   i t   t h e   m o s t 
Look at her with her eyes like a flame.
She will love you like a fly never love you,
again.
It's unfortunate that when we feel a storm
we can roll ourselves over when we're uncomfortable
oh, well, t h e   d e v i l   m a k e s   u s   s i n .
But we like it when we're spinning
in his grin.
L o v e   i s   l i k e   a   s i n  my love
F o r   t h e   o n e   t h a t   f e e l s   i t   t h e   m o s t 
Look at her with a smile like a flame
She will love you like a fly will never love you,
again.
∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

baptism cc i muzyka ze słowami Peszków i VooVoo. oraz opethowe wspomnienia westchnienia, ale to tylko krótka chwila około 4 nad ranem, jak zwykle [tzw. opethowe minuty].

tak okropnie 
pretensjonalnie
w poprzez białych pasów; 
kręci się w głowie
kompozycje 
haftowane
wyszywane
deszczem
za bardzo bym chciała 
panie   bądźmy 
boże    wiatrem
czuję wychłodzenie 
 skóry na skroniach
nikt nie nauczył mnie
swobody 
niewerbalnej
wypowiedzi





blablabla jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaz.
a kiedy jazz się kończy, i to druga strona albumu, opethowe okołonocno poranne słuchanie wypełnia tę przestrzeń czymś na kształt uśmiechu, ale to uśmiech do tych depresyjnych wspomnień.
czasy przesiadywania dniami na schodach, palenie fajek jedna za drugą i rozplątywanie słuchawek.
swoją drogą ciekawe skojarzenia. 
taka jesień pażdziernikowo listopadowa, trochę jak z musicalem jezusowym i big bandem w tle, ale to dwa lata wcześniej, nie mniej jednak pogoda była identyczna.
mieszam tak jak miesza mój lastfm.
ale w sumie znowu muzyka i te aromaty zmysłowe (nie wiem czemu najpierw chciałam napisać flavor, muszę zaprzestać oglądania filmów po angielsku).
caly czas czekają na mnie arms and sleepers z matadorem, cała nowa płyta masywnego ataku (na razie przyssałam się tylko do paradise circus, no i nie mogę zastawić w spokoju tego utworu, a raczej odrwotnie-on nie chce zostawić mnie).


i tak do rana, zrobi się jasno, ja to przeżyję z otwartym jednym okiem.
13 godzin egzystencjalnego gówna.
wtapianie się w te dźwięki, które już przynajmniej raz brzmiały w mojej głowie.
jedne, kiedy patrzyłam na jego beznadziejne życie i śmiałam się z siebie, odkrywając jak bardzo jestem do niego podobna.
drugie, kiedy zyskiwalam wiele i poranki budziły mnie łagodnie.
trzecie, kiedy wszystko mialo smak gówna rozkładającego się w mojej głowie blablabla.
przestałam czytać i automatycznie weszłam przez to okno, na które wcześniej nawet nie patrzyłam.
mama mnie prosi, żebym zgłosiła się do jakiejś gazety i zaczęla pisać i publikować  teksty :-O ona mnie chyba naprawdę najchętniej zobaczyłaby w białym kaftanie.









25 maj 2010

''F'' word




ze światła poczęte, z deszczu wyżęte.
42 listy, kilkadziesiąt albumów.

7

03:25
jazzowo przez bonobo.
arcydzieło
zapadam się mineralnie
klarnet, tkanki przylegające.
potem znowu długo długo nic, zamiast ciszy przy pomruku ulicy huk.
następnie się Ciebie obawiam. wchodzisz mi pod koc i zdziwiony popatrujesz. 
a potem, tak o, zaczynasz mówić. i to Twoje mówienie przepływa mi przez kręgosłup.
składamy się z życzeń, wzajemnych mimo wszystko.


04:06
dead road 7.

24 maj 2010

Rayuela.

jeszcze nie wszystko poznałam, choć poznałam doszczętnie swoje własne szaleństwo.
mój ukochany Julio opowiadał mi dziś znowu.



23 maj 2010

X.







right in two

wystarczyłbyś mi. ręce mam puste, wciąż mi z nich upadają -wszyscy coś warci, mniej warci i niewarci w ogóle mężczyźni.
przekładając to na język Kobiet mi współczesnych to słowa rozwaliły mnie i teraz siedzę i czekam na realizację tych obietnic literatury.
wydaje mi się, deszcz mi się wydaje.
chmury zżarły mi dzisiaj co najmniej pół ciała.
wyjechałabym gdzieś, daleko stąd.
nie chcę sama, ale nie chcę się też bawić.
wisi na ścianie. patrzy.

możesz mówić i myśleć przecież co chcesz.
zanurzam głowę w ciepłą wodę i wszystko jest wyraźniejsze za zamkniętymi oczami.
moi. mua.





21 maj 2010

maybe we should all just praying for time

zastygam, na podwórku znowu pachnie słońcem.
'Wracam znów nad ranem nie wiem skąd
Muszę gdzieś się skryć'.
jest już o wiele za późno, a ja wciąż poddaję się różnym próbom.
co mnie irytuje? fakt, że nie potrafię sięgnąć, czy to, że gdy już sięgam, to się wyrywa?
jestem zmęczona, znudzona ciągłym wyrywaniem, zrywaniem, zarywaniem nocy.

nie umiem nie okazywać tego, co czuję.
a ponieważ panicznie się tego boję - siedzę w domu.




miłość w czasach braku kultury i seks w pozycjach na łeb, na szyję.

04:05
najdziwniejsze są pragnienia.
deszcz po kostki, kolana, pas.
dym papierosa, który okrężną drogą wędruje do moich płuc.
i pamięć, która, choć pamięta twarze, w reszcie często zwodzi.
zanim się przyzwyczaję minie kolejne życie, więc nie chcę czekać.
nie muszę się najpierw przyzwyczajać, przyjdzie z czasem.
nie wierz, że sobie poradzę. pomóż. 


nie podoba mi się to co wymyślają przed moimi oczami.
zamykam oczy i wyciągam ręce. 
za lekko by zapadać.
zbyt w okolicach piersi, żeby się wychylać, wyginać.
co to jest ten łomot i niepokój w okolicach  piersi? [pytanie do matki].
gorąco nam w pościeli, więc otwieramy okna wpuszczając w tę intymność deszczową mgłę i wydychaną przez przechodniów woń świeżo zapalanych papierosów. o świcie pachnie właśnie nimi, deszczem, herbatami, kawami; seksem, miłością, feromonami, endorfinami z Twoich przymrużonych oczu, radością, z Twoich ust, do mojego ucha, przez moje usta śmiechem.
a potem papieros i herbata, tym razem w moich ustach, zapach dopełnia się smakiem, potem ciało, potem ... 


05:12
potem budzę się.
otwieram okno, wpuszczam deszczową mgłę i zapalam ostatniego papierosa wypijając resztki zimnej już wczorajszej herbaty.


INQUISITION SYMPHONY


05:15+
najdziwniejsze są pragnienia.
nieraz bardzo przypadkowe.
dawno (może nigdy) nie miałam na sobie białej koszuli przed 6 rano.




















20 maj 2010

Moonlight Drive

nie chciałabym odczuwać nadmiernych potrzeb.
tak jak mężczyźni piszący wiersze. 
nie krzyczę, wiatr rozproszy stan myśli.
wpatrzone oczy , wzrok płynący po pustyni, samochód w piasku.
ciemnie ciemne okulary okulary szkło
ludzie krzyczą na ulicach
nie patrzeć w lustro szkło
za oknem szkło tłuką się butelki szkło
boję się niepokoju
boję się tłumu
boję się płynąć, kiedy od pisków nie mogę oddychać.
duszność dopada tylko słabość, więc czuję słabo.
zgłaszam się po ratunek, z uśmiechem na ustach.
i nie ma spokoju, nie przychodzi.
nie mogę sobie teraz pozwolić na roztrój.
dlaczego wciąż potrzebuję ognia?
parzenie się stało się niemal przyjemne. 

18 maj 2010

A Necessary End. Ghost of Perdition.





 SALTILLO - A NECESSARY END

 OPETH - GHOST OF PERDITION



zatamowałeś rozwój wiosny, teraz mokra słoność odbija się od chodników pod kołami roweru.
Kraków zalany deszczem, którego za dużo, nawet dla mnie.

zawitałam w siebie, od wewnątrz, do wewnątrz.
okrutny głód nikotynowy.

z ł e   w i z j e . 
z ł e   m i s i e .
z ł e   m i   s i ę   ś n i .


czemu to robisz przestań nie przestawaj
czemu się budzę zostaw nie zasypiaj
kłócę swoje własne niepokoje
włączam je, słucham ich, trawię je.
i choć nie myślę o nich, one same się myślą.
w mojej głowie.


wyrzuć
złap
zgwałć
wypal
zniszcz
zdepcz
znieważ
wyrzuć
złap
zgwałć
...


cześć, zapłaciłam, wypaliłam, zgasiłam, poleciało za okno.
im dłużej patrzę tym bardziej moknę i choć nie mogę się powstrzymać od myśli, że to nie może być dobry pomysł, to napawa mnie to takim strachem i adrenaliną, podnieceniem, że składam ręce, podpieram głowę i nie wiem co robić.
Wisła wylała, a jak nigdy mam ochotę siąść sobie na bulwarach na ławce, zapalić, pomyśleć, odpłynąć... nie to nie jest dobre słowo.
pachnie to wszystko jakoś tak przyjemnie, jakby znajomo, ale nie pamiętam.
czy to tylko potrzeba?
czy ja już nie umiem mówić wprost?

17 maj 2010

deszcz wypala mi dziurę w myśleniu.
skończyła mi się lychee, skończył się earl grey, ale brakuje mi papierosa jeszcze.
ciepło, ufam.
naprawdę.


jeszcze kilka tygodni, puste butelki po winie, puste paczki po papierosach;
zobaczyłeś światło, więc przyszedłeś, zadzwoniłeś i otworzyłam. nie przyszedłeś rozmawiać, nie przyszedłeś się kłócić, nie przeszedłeś prowadzić odwiecznej wojny.
Ty przyszedłeś się kochać.


smakujesz jak sok z białych winogron. spokojny zapach wypełnia moje myśli.
ostatecznie przecież będzie jak zawsze. 

crave Y.

wszystko jest takie ciche podczas tych poranków z Myslovitz albo tych wieczorów z Joy Division.
lubię to miasto, cicho szemrzące samochodami gdzieś za oknem.
nie zajmiesz mnie stukotem obcasów.
pochłonięta zapachem dźwięku, w dżinsach, rozciągniętym swetrze, przemoczonych butach, bez parasola, z zapożyczonym parasolem - będę szukać aż znajdę. może nie będzie to wiara, może tylko uśmiech. może Twój, bo to już jest różnica. naznaczasz. 
spakowałam emocjonalną walizkę na dzień przed. rozwaliła się i już nie chce się zamykać.
nie wiem co mnie spotkało. nienawiść? brzydkie i złe słowo.
owiane smrodem wiosennej Wisły, tłuczone szkło, firanka, prześcieradło, sweter, włosy skóra, kropka.
chce mi się tak bardzo palić, że odchodzę od zmysłów i nie wiem co pisze.
moja wola stała się waleczną suką, a ja stoję po drugiej stronie barykady. prędzej pozwoli o sobie zapomnieć niż z siebie skorzystać.
powinnam iść spać, choć nie chcę. ostatnio sypiam po cztery godziny na dwie doby, o ile w ogóle, i to jakimi popołudniami. noce już robią się nudne, ale porankiem wychodzę gdzieś, gdzie powinnam czuć się spokojna.
jednak ten zapach przyprawia mnie o mdłości, cisza piszczy mi w głowie, a czas jest wolny jak nigdy.
jestem jak nowa ja - Ona. szkoda, ze mi się nie podoba. coś czuję, że cieżko nam będzie się polubić.
na spokojnie, lekko industrialnie, z Rojkiem i Beatlesami - żegnam wszystkich gorąco i zakopuje w myslach.
ej, nie mów mi, żebym przestała mysleć. spraw, żeby tak było.


oddam królestwo za paczkę fajek. nikotyna, tyotoń, dym, zapach potrzebne teraz tak okropnie okrutnie bardzo...

15 maj 2010

herbaciane odmiany ekshibicjonizmu.

1.
nienawidzę, kiedy nie odbierasz telefonu.
wszystkie możliwe limity już wyczerpane, zwłaszcza bezsenność. otwieram oczy, mgła, jakieś dźwięki dochodzące z komputera, wszystko mi nic nie mówi, ewentualnie mówi tak mało, że wysilam się na jakieś tandetne coelhowe metafory.. przecież to nie ja. przecież te zachowania nie są w moim stylu, muszę przyznać, że nie jestem z tego dumna. a że naprawianie nie jest moja mocną stroną, to będę musiała się odwrócić.
szkoda, bo lubię.


nienawidzę, tego odbierz, potrzebuję na spacer. udawać, że nie chcę Ci powiedzieć, ale kiedy Ty i tak nic nie zauważysz, to stanę na środku i wypowiem wszystko po kolei, słowo za słowem. 
bywało gorzej.


opethowe barwy śnię na jawie, na psychodelicznym niewyspaniu.







2. już nie. już bardzo nie.
to dobrze. nie lubię Cię wiosną.
i będzie tak jak chciałeś.

14 maj 2010

if I feel in love with you...

kiedy człowiek choruje traci poczucie czasu. jak się okazuje po tygodniu wróciłam do industrialnej przestrzeni pełnej grzechoczących tramwajów, pogniecionych koszul, nietrzeźwych wspominków, godzinnego powracania do domu o ósmej rano, zrywania pod domem kwiatków sąsiadki (odkąd mnie na tym przyłapała, gdy byłam małą dziewczynką i wyrywała mi włosy pytając, czy dobrze się z tym czuje, robię to tej wariatce regularnie), i śpiewania Beatlesów do porannej herbaty pełnej niewyspania.
przede mną dzień, na noc się nie decyduje, tym razem będę spać.
analiza jakiegoś renesansowego czy barokowego gówna, a potem pomoczę móżdżek w architekturze, stylach, fakturach, warstwach, pędzlach, kolorach, kompozycjach i reszcie ciekawych aspektów sztuki.


...okropnie kusząca ta Noc Muzeów.

12 maj 2010

N.

bo jestem ruda (przynajmniej w tym momencie), bo też lubię Mozarta, Rilkego, i nie tylko przecież, nie tylko, bo mam słabość do Nerwusów, tłukę naczynia,  bo prawdopodobnie skończę jako polonistka i wiele wiele wiele innych podobieństw.
;-)

.

zastanawiający fenomen zapachu deszczu. roznoszący się po mnie nawet jeśli wyszłam tylko na balkon na papierosa. staram się nie brać zbyt głębokich oddechów, bo mogłoby to spowodować ataki kaszlu, to następnie okropnych bólów głowy etc etc.
nienawidzę być chora w taką pogodę.
z jednej strony czuję się usprawiedliwiona siedząc z herbatą przed laptopem, ale naprawdę mam ochotę pobawić się z dubstepowym deszczem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




śliweczka z kompotu została sprytnie wydłubana i zjedzona.

nie krzycz.








bardzo nieciekawie o tym porannym swietle, sok jablkowy i swiezy dubstep
wszystko to jest niepokojem, do ktorego podejde ze spokojem.
jutro zdjecia pod oknami.
nie wiem czy to bede potrafic.

nie krzycz, rob zdjecia.


---
odwaga. (?)