.

.

2 wrz 2010



ile   l i t r ó w  w ó d k i  trzeba wypić żeby dotrzeć do  K s i ę ż y c a ?







tak, wiem, bywam nieczuła, choć tak naprawdę jestem przewrażliwiona.
i kiedy mówię mamie o miłości, ona patrzy na mnie ze zdziwieniem i, nie przestając wałkować ciasta na pierogi, pyta o czym mówię - chyba za dużo filmów, moje dziecko.
3 nad ranem, boli mnie głowa, a właściwie jej pół.
ale wiesz - czekasz i wymyślasz mnie. to jest dziwne, ale działa.
chciałabym tak funkcjonować.


złożyłam playlistę z najpiękniejszych, najspokojniejszych spośród najważniejszych utworów mojego życia. z tych na komputerze, co jasna. co dziwne - wyszło ich równo 69.
playlista ta miała służyć do spania i wymuszać na mojej wyobraźni ładne sny. niestety - zaserwowało mi to bezsenną noc, pewną wspomnień, skojarzeń, przemyśleń


otwieram kolejną butelkę, strzelę sobie nią w ten bolący łeb.
zwichnęłam kostkę na leżąco. chyba.
moje ręce pachną teraz mydłem, bo naturalny zapach skóry przypomina mi Ciebie, a wiesz przecież, że często dotykam dłonią ust (z zawstydzenia, zachwytu, zmieszania, etc) i wtedy czuję ten zapach. muszę się oduczyć tego okropnego nawyku.
pamiętasz ten film, w którym śmierć przybiera ludzką postać po to, żeby zasmakować zwykłego życia, a na końcu zabrać ojca kobiety, w której się zakochuje? musisz pamiętać, w kocu to jeden z tych filmów, przy którym nie można powstrzymać łez. 
słucham utworu z tego filmu. jest tak piękny, że musiałam Ci go pokazać. 
pamiętam, że w tym filmie Śmierć po raz pierwszy smakuje fizycznej miłości właśnie przy tym utworze.
wiesz, taki zachwyt, który pobija już tylko Chaotyczna Anna. chyba tylko. 

lubię kiedy śpisz na boku plecami odwrócony do mnie. wtedy wiem na pewno, że śpisz, bo inaczej byś mnie dotykał. a że sen masz mocny dotykam wtedy Twoich pleców i karku, bez obaw, że Cię obudzę.
zawsze zasypiasz pierwszy i pierwszy się budzisz. nie wiem jak to robisz.
porozmawiałabym z Tobą o urodzie Scodelario, ale pewnie nigdy jej nie widziałeś.
rano zrobisz mi śniadanie i opowiesz coś, przełączysz moje 42, bo będziesz wolał rev 22.20 w remixie dry martini.

[!nie umiem wytłumaczyć dlaczego nie lubię trybu przypuszczającego, choć taki tu być powinien. 
wiem, przepraszam, wprowadzam w błąd.!]

złożyłam się w kostkę, tak chciałabym być kanciasta. zawsze jak głaszczesz to po kolanach łokciach obojczykach żebrach miednicy mostku policzku brwi kręgach.
byłam mała, bo chciałam zniknąć. wtopić się w pościel, którą od czasu do czasu wywiesisz na sznurku plecami do słońca.
oglądałam Księżyc nie zwracając przy tym uwagi na gwiazdy. one nie przebijały się przez chmury, więc ich istnienie tym łatwiej było ignorować.
padał deszcz. od dawna pada. tu jesienne miasto Kraków.
a mnie złamał się parasol.
i rozmazał makijaż.
i zniszczyła fryzura.
i poszło mi oczko.
i dostałam chrypy.
i wypiłam hektolitry herbaty.
i słuchałam wszystkich okolicznych problemów.
i marzyłam o winie i papierosach.
siedziałam na tej czarnej kanapie w czarnej spódnicy, w czarnych rajstopach, czarnym żakiecie i słuchając Orestes dostawałam chorobowych dreszczy.
chciałam uciec do domu, więc uciekłam.
nie chciałam przestać chorować.
więc chorowałam bez końca. choć to nie jest najlepszy sposób na odzyskanie sił.
z tymże ja już chyba nie chcę walczyć.
za bardzo cenię broń, żeby z niej skorzystać.

owijam się czerwonym kocem. oblewam się herbatą. kocham się z Maynardem.
4:19 - dziękuję, dobranoc.

violet's dance