.

.

4 lis 2010

cmentarze.

04:39 - żadnych objawów dnia, kot potulnie śpi na poduszce, obejrzałam słaby film, posmarowalam usta, zasiadłam do Kowalewskiej, szybko mi się odechciało;
skończyłam ze sobą i Hocico nad zeszytem. przepatrywałam wszystkie słowa wstecz, aż do połowy lutego - bo to niechlujny i niestystematyczny zeszyt.
" (...) slodycz jaką oblożyłeś moje ciało została oblana kubiem goryczy. nawet nie jestem w  stanie tego wszystkiego z siebie zlizać i połknąć. (...) budziliśmy się jak dotąd równocześnie. (...) spacery po nagości. zero romantyzmu. czysta erotyka. zamykam oczy i modlę się do siebie, żebyś mi się nie śnił (...) jeśli nie stać nas na piękną nieszczerość, bądźmy szczerzy i śmiejmy się z tego jak nazwajem się w sobie odbijamy. (...) spotkałeś moje usta na granicy obłędu. zalana alkoholem i pragnieniem. masz co chciałeś. nie byłam zbyt uważna. zbyt mocno zawierzyłam swoim dłoniom. " - pisałam do Tamtego z wietrzym, rozwianym uśmiechem. potrzebowałam zawierzyć w swoje własne szaleństwo. pierwszy okres dorosłości.
zapach, który pozostaje na zawsze.


27-ego lipca już był w moim życiu, pisałam mu zyczenia bezokazyjne. 


ostatnie dwa miesiące z ciężką duszą, ciężkim ciałem, ciężkim obuwiem.
potrzeba jest zawsze silniejsza od postrzegania rzeczywistości.


09:11
swit, odsunęłam zasłonę. 
chcę spać, wszędzie napotykam krew.


pół nocy oszukiwałam niebo farbami.