.

.

24 kwi 2010

xavii



















3.0

                                                                      zdj. ~sever


myślisz pewnie, że to nic dla mnie nie znaczy, że może nawet już zapomniałam.
kilka nic nieznaczących gestów. 
ale, widzisz, ja już tak mam, że zapamiętuję, jeśli nie wszystko, to przynajmniej bardzo wiele, właśnie do gestów mam taką tendencję i jeszcze zapachów, ale to już pamięć odtwórcza.
(a może to do Ciebie mam tę tendencję?)

edit
04:32
okrutna świadomość straconego koncertu chwilę po jego zakończeniu.
a tak miło byłoby pojechać do Warszawy, zabrać Jakuba pod pachę albo do torby, a potem szaleć na pendulum.
no, ale... zobaczymy, może z the prodigy się uda albo jeszcze lepiej, ale i trudniej, bo do Pragi-z Kalkbrennerem.  właśnie na takie imprezy mam teraz ochotę. imprezowa odmiana truskawek z czekoladzie z szampanem. 

edit
04:39
za 3 godziny pewnie będę już mykać przez pl. Inwalidów, a dawniej Wolności do szkółki, a to oznacza, że mam niecałe dwie godziny na napisanie połowy pracy z biologii oraz zorganizowanie wszystkiego, co ma związek z moją dzisiejszą edukacją, a dodatkowo wypić herbatę i zrobić ze sobą porządek. a! i wyżulić pod szkołą papierosa.
po szkole ćwierć obiadu i dłuuuugi sen. tak, żebym od 1 znowu była na nogach i znowu nie przespała nocy i znowu poszła do szkoły, a potem wróciła i spała.
po weekendzie, a mój weekend skończy się pewnie we wtorkowe popołudnie, ogarnę to wszystko i przejdę ze zmiany wampirzej na ludzką. na razie - proszę cały świat o wybaczenie, a konkretniej niedostrzeganie moich wybryków. nie wiem już jak to szło i kto to powiedział, ale sens był tego taki, że nieważna jest droga do osiagnięcia celu, a ważny właśnie cel. może nie mam racji, ale mam nadzieję i staram się wierzyć w to, że cel jest dobry, jasny i przyszłościowy. znając moje szczeście znowu wyląduję w gównie poniżej poziomu morza.

edit
04:49
we wtorek wieczorem upiję się na smutno
wypiję butelkę wina i pozbędę wszystkich złych, grzesznych myśli, kontemplując je po raz ostatni. 

'jestem wciąż niejasna
niesyta (...)'


edit
04:54
 nie, nie jesteś moją kokainą. jesteś opium, dekstrometorfanem (zalać to wszystko winem).
efekt? : kręci mi się w głowie i zaczyna mi się robić niedobrze, gdy mi migasz przed oczami. niebo się nie rusza, nawet nie jest pięknie niskie.
niebo spada. przygniata mnie do ławki.
zawracam, manewruję, (jak na rowerze dziś, do tego uśmiechniętego Pana z papierosem w Parku Decjusza, na jakies 10 min przed spotkaniem Tomasza, również uśmiechniętego,ale bez papierosa).
 - zawracam, manewruję, ale stoisz na końcu każdego chodnika w tym mieście. mieście, z którego nie będę przecież przed Tobą uciekać.
wolę udawać, że naprawdę jest w porządku, że nie przeszkadza mi ten cwany uśmiech, lepiej - że nawet go nie zauważam. przecież dla mnie Twój usmiech nie istnieje. gdyby istniał od samego początku, to oboje bylibyśmy w innych miejscach, a manewry byłyby niepotrzebne, a nieistotne stałyby się podrywy w stylu 'skądś Cię znam' czy 'ładnie pachniesz'. bo Twój uśmiech za bardzo do tego pasuje, a ponieważ go odrzuciłam i patrzyłam tylko wtedy gdy śpisz albo rozważasz na jakieś tematy, to byłeś tak pięknie poskładany niekompletnie, że aż się chciało napełniać, napełniać. Ciebie mną, mnie Tobą, właściwie bez końca.i chociaż wiem, że nazwiesz to po prostu pociągiem seksualnym, wzajemnym zainteresowaniem, potrzebą, erotyzmem, et cetera, et cetera, i chociaż piszę bardziej nieskładnie niż mój były uroczy nauczyciel historii wykładał, wiedz, że ja wiem lepiej. patrz wyżej, właśnie Ci to wytłumaczyłam, od dzisiaj w tej sprawie mów tylko za siebie, proszę.


edit
05:10
tęsknie, cholera.


edit
05:10 i pół
no przecież biologia się sama nie napisze!


edit
05:14
największa fobia nr 2:

edit
05:51
biologia napisana (kaligrafia średnia, ale to już nie jest mój problem).
nie mogę się od Ciebie odkleić myślami. znów uzależniający.
i ten wiosenny zapach zza okna, który o bardzo, ale to bardzo przecież nie jest Twoim zapachem. przynajmniej nie w moim odczuciu.

p.s. dzisiaj obcięłam spalony rękaw od swetra, ostatnie dni stycznia 2010.
i uzupełniłam te braki w kalendarzu. 
no i o Bonobo uzupełniłam już wszystko. nawet mama mnie prosi o bonobo. świat oszalał.