.

.

13 paź 2011

jestem istotą z wygenerowanym w podświadomości kutasem. lubię obrywać po twarzy tak mocno jak walić w podziękowaniu w te dziecinne, śmieszne ryje. ktoś mi kiedyś zgasił peta na skórze, ktoś inny na uczuciach. już nie zapadam się w siebie, nie mam potrzeby obrony, bo przecież najlepszą obroną jest atak. takie proste, zupełnie jak z reklamy.
 jeszcze jedna wojna, która dawno się skończyła, ale okoliczności rozdrapują ją na nowo. w sumie czemu nie, zazwyczaj tak jest.
czwartek trzynastego. a mnie nie bawią już słowa, bawią mnie całe sekwencje z udziwnionym szykiem.


boję się o moją wzrastającą bezradność, zapijaną herbatą.
"-Byłeś tu?
-Będę. Pochowasz mnie na takim cmentarzu. Tu jest antycznie, nie cuchnie śmiercią."

pokłóć się ze mną, nie chcę tego głaskania.
słowa nie rosną w siłę. tylko uderzenia.

jeśli jeszcze nie przestałeś mi się dziwić to zapraszam. przetsań patrzeć, weź udział w tej zabawie. pękające usta, podkrążone oczy, głupie rozmowy telefoniczne od nieznajomych. nie trzeba mieć pięciu par oczu, żeby dostrzec brak godności. potrzeba pięciu osobowości, żeby jej do końca nie utracić.

kiedyś Cię odzyskam, tylko najpierw muszę upaść, żebyś podszedł jak do padliny, bardzo blisko, a ja, ze skumulowaną siłą złapię Cię za kostkę, omotam, nie oddam... nie oddam? ode mnie zawsze jest ucieczka.
tak łatwo zawsze uciekasz, bo zawsze naprawdę Ci na to pozwalam. nie dlatego, że tego chcesz.
kłamię Ci w żywe oczy, zmyślam, fabularyzuję.
tak naprawdę nawet nie wiesz kto sypiał w Twoim łóżku, prawda?

wiesz, że kiedy zasypiasz oczy otwieram i staje się magia?
nigdy mnie nie wyczułeś, zawsze zasypiasz pierwszy, mocno łapiesz się snu, wciskasz się w pościel.

jak bardzo to "kocham Cię" jest rozreklamowane i żałosne.
wyciągnij moją miłość z kosza na brudną bieliznę i powieś w oknie, niech sobie popatrzą na te przetarte koronki. myślą, że przez to wiedzą wiele, ale nawet Ty dobrze wiesz, że nie pokazałeś ty nic znaczącego. kilka sekrecików z technicznej kwestii zza zamkniętych dotąd granic prześcieradła. ale nawet Ty pewne kwestie pozostawiłeś jakby w obawie, że się odkryjesz. więc okłamujesz. okłamujesz mnie, ich, siebie. rzucam Ci na to w odpowiedzi jakąś bajeczką i mogę się przekręcić, tak bardzo mnie zwija ze śmiechu na tym balkonie trzeciego piętra.

kopię Cię piętą w łopatkę, kopnięciem rozespanej ćmy. za karę ogryzasz mi kawałek kolana. bezwstydnie, w zasadzie.