.

.

4 cze 2010

Honeythief.

pytania o możliwości. słowa zaschnięte w betonie przy brzegu ulicy, tam, gdzie rzyga nastoletnia alkoholowa bohema. my już jesteśmy za starzy, prawie dorośli, namoknięci brakiem odpowiedzialności; śpiewy dzieci w komunikacji miejskiej i szelest worków na śmieci. kawa z pianką rano raz i papieros w ustach, jego syk. i czasem zażywamy środki psychoaktywne i słuchamy przy tym dark ambientu, myśląc o tym, jak bardzo pogrążamy się we własne myśloczyny. patrzymy przez okno o 04:42 na zegarku, wypadamy przez to okno i zderzamy się z chodnikiem. czeszemy włosy, tuszujemy rzęsy załzawionych oczu, rozszerzone źrenice
wtapiamy się wraz z igłą w winylową płytę. głaszczemy się po rozżarzonych chłodem obojczykach.
tak spędzamy chwile nocne, kiedy wszystko zaczyna nas nudzić na tyle, że sięgamy do tej właśnie szuflady.
potem wracamy do nieswoich mieszkań, pijemy herbatę, kochamy się ze sobą wzajemnie, wpadamy na dworce, czytamy książki, palimy nieswoje papierosy, słuchamy smutnych piosenek i wąchamy czyjeś nadgarstki. oczy wpatrujące się w nas są tak ciemne, że prawie czarne, są usmiechnięte, usmiechnięte, ale nie do nas, tylko do mnie. tylko do mnie.
oczy wyschnięte na pył w tym momencie, podczas kiedy ja wciąż szukam w innych tamtego uśmiechu, tamtej ufności, tamtej chłopięcej radości. szukam tego, a od czasu do czasu wpadam do szuflady, po to, żeby wylecieć oknem i zderzyć się z chodnikiem, choćby raz na kilka miesięcy, nawet raz na rok.
codziennie za to pozwalam innym na kierowanie za mnie - nie umiem przejmować inicjatywy, chyba nigdy. i nawet gdy przejmują chwilową kontrolę nad moim ciałem, nie jest to kontrola pełna - odczuwanie bowiem jest świadoma, a świadomość ta należy tylko do mnie. i cokolwiek nie powiesz, to właśnie dlatego na to im pozwalam. eksperymentuję, zapisując w sobie każde ich westchnienie odbite od moejj skóry. i cho nie są tego wart, ja też nie jestem. poza tym - nie jesteśmy do tego zdolni by to oceniać. odczuwanie jest najlepszą naszą cechą. 
postanowiłam wypłynąć z tym na powierzchnię.
tam na górzę zapalę znowu papierosa i wypije butelke ruskiego szampana Igristoje, żeby świętować swoja wolność, emocjonalną wolność, i myślę, że właśnie Ty tę wolność, czarnooki, powinieneś mi najbardziej z nich wszystkich wybaczyć. tę wolność, te eksperymenty, te wszystkie oddechy, obce naskórki, sztuczne bliskości. wybaczyć, skoro możesz nadal uszczęśliwiać. minęło już sporo czasu. a spowiadać się nie zamierzam, bo bóg mi chyba nie pomoże.
zalewam się deszczem, zaciągam szlugiem, wypijam ósmą kawę (nie żebym cztery dni temu mówiła, że nie lubię kawy) i choć marzę o pościeli to nie idę przecież spać.