.

.

21 lut 2010

nikotyna


''LewTołstoj twierdzil podobno, że człowiek, który nigdy w życiu swym nie zapalił papierosa, niezdolnym jest do prawdziwej zdbrodni w całym znaczeniu tego słowa.'' S.I.W. 

'ile łyżek cukru trzeba wsypać, żeby dotrzeć do księżyca?'

zapieczętowałam się.
moja dusza nie oddycha, ona pali papierosy.
budzą mnie Twoje pytania.
jutro mija miesiąc.
zakręcam palec wokół nieba i mówię słońcu, by nów bylo gorące.
wtedy letnia sukienka i bose spacery w deszczu.
tak będzie.


nie truję się, by uzyskać doskonałą formę.
moja niedoskonałość mnie uwalnia.
i, choć Ty tego nie zrozumiesz-my obie jesteśmy wolne od takich konwenansów życia. tylko troche na inny sposób. i Ty też to masz.
to nic więcej.
dziwnie się czuję sobie to uprzytamniając.
zaciągam się papierosem z nieswojej resztki tytoniu.
02:46 - okno otwarte na oścież, coś, co przypomina zimę.
długo jeszcze?


kilka godzin do nadejścia senności.
herbata karmelowa. 
jakaś beznadziejna lektura (na Kunderę mam zbyt zmęczone oczy do wpatrywania się w monitor).


nie cieszę się z tego w czym jestem.
poczekam aż wrócę do siebie.
wtedy mój głośny śmiech zagłuszy Twoje puste słowa i nie będzie już o czym rozmawiać.
na razie -
- j e s t e m  g ł o d e m. 
i proszę o nakarmienie, jak ten pajacyk.
ewentualnie przyjdź i mnie zjedz.
pójdziemy na spacer w tych zlodowaciałych warstwach śniegu.
wrócimy.
zrobię Ci herbatę.
zapalimy papierosa. jednego na pół.
będzie wędrował między moimi a Twoimi ustami.
a potem zaśniemy. tak po prostu.


odejdź, to prostu zasnę sama.
nie już tym samym snem, ale trudno.


przecież nie mozna czuć (czyt.mieć) ciepła stojąc boso na śniegu..


Wola Justowska.
[and I just tried to feel some freedom]