.

.

28 lis 2010


noradrenalina.
więcej dopaminy z domieszką testosteronu.
rany, jak bardzo [...] ...


nic nie rozumiem, ale idę na wieczorny spacer w śniegu.
(dużo śniegu!)
mam jeszcze jednego papierosa.
sprawia mi to tylko część przyjemności.

w brzuchu też mi śnieży.
dopaminanoradrenalina.


---
miesza mi się w głowie, wiedziałam, że tak będzie.
ostrzegałam.




27 lis 2010

o piątej rano, w grubych, czarnych rajstopach.
i co? tracisz moc, topisz ją w herbacie.
papieros za papierosem, kurwa, jak tęsknię.
p r z e g r a n a   b ę d z i e  k a t e m .


wpadam w siebie, jak Ty wpadasz na wino.
wszystko stało się ideą i jakoś dziwnie nadal nie chce się dokonać transformacja.




24 lis 2010

mimo, że widziałam i czułam już to wszystko przyjdę ponownie żeby Cię z tego uratować.
ktoś mądrze nazwał to transem. przychodzi o poranku. 
nie jesteśmy tradycjonalistami, nie jemy chleba na śniadanie, karmimy tylko koty a potem wracamy, by zeżreć się nawzajem.
to jest na tyle dobre, że trwa nieskończoność. zawieszamy w niej czasem coś innego, choćby herbatę lub/i papierosa.

23 lis 2010

- nie wiesz, że z tego się wyrasta?
- wydawało mi się, że juz raz wyrosłam.


zapach schnącego po deszczu asfaltu. uderzające o szybę klucze wydają przy tym preisnerowskie dźwięki. właściwie nie chce mi się myśleć o niczym, więc uruchamiam magnificat Bacha. nie czuję się odpowiednio uduchowiona, ale to tak przyjemnie wprowadza mnie w zimowy nastrój. a teraz tego potrzebuję. 
i leżymy sobie tak, w chłodnej pościeli. jesteśmy jednością, nie poprzez boskośc, a niedoskonałość. mówisz, że nie cierpisz cierpkości herbaty, a ja się usmiecham z moją bezcytrynową słodką. 
[dlaczego słuchamy przy tym Bacha?!]


- omnes, omnes generationes.
- omnes, omnes. et misericordia.

19 lis 2010












-co czujesz kiedy patrzysz na mgłę?
-taką jak dzisiaj?
-mhm. 
-dawno już takiej nie widziałem, może za rzadko patrzę za okno o czwartej rano. a teraz czuję spokój. lubię mgłę, ale nie wiem czy to dzięki niej.

16 lis 2010

posterotyzm.
jestem tylko parą dłoni, oczu, warg.
z jasnej mocy powstałam, więc jaki sens miałoby pozostawanie w niej.
wierzę, że mogę wymysleć przyszlość. w końcu każdy dzień jest dokladnie taki sam.
nie uznaję czarnych peleryn, choć bywa, że słyszę głosy zmarłych ludzi.
próbowałam smakować zarówno czystości jak i rozpusty. zawieszałam zasłony w oknach chroniąc się przed nocą, świtem stawałam nago w oknie i paląc papierosa patrzyłam na ludzki pośpiech i inne tego typu choroby. bywało, że wierzyłam we własną nieśmiertelność.
nie pamiętam pierwszych słów. dziecięcym oddechem zdmuchiwałam kurz pokrywający maszynę do pisania. 
pamiętam jedyną zieleń cudzych miast. zawsze mieszkałeś gdzieś indziej. wsiadałam w pociąg wierząc, że dworzec na ktorym wysiądę będzie tym właściwym.
tylko dwa razy odnalazłam wyczekujące mnie spragnione oczy. 
spragnione oczy to potężna przynęta. działa na mnie tak jak na innych działają czułe słówka, a na jeszcze innych poranna działka heroiny.
zdarzało mi się wierzyć w inne spragnione oczy. rozczarowanie nie bywało nawet bolesne, to po prostu było naturalne i przewidywalne. nie spotkałam powtórnej czystości, bo choć zbrudzić można się wielokrotnie, to wrócić do początku nie można już nigdy.
już nigdy - cóż za patos, co za banał. słowne ograniczenia nie mające wiele związku z rzeczywistością, z tym w co tak naprawdę wierzę i czemu ufam.
wielokrotnie stawałam nad miską pełną złota, ale były to wtórne wymiociny, złoto z recyklingu, jedyne, co świat mógł mi ofiarować.
dla niektórych Mężczyźni bywają zabawkami lub narzędziami. pozostałe sa naiwne.
naiwność, słabość, wada, skaza. 
patrzę na gówno pokrywające planetę i zastanawiam się jakie znaczenie ma w tym wszystkim wypełniony endorfinami smak ludzkiej śliny.
nie pogrążam się w smutku, jedynie w sarkastycznym śmiechu. taka matnia.
"wolne?" juz nie odpowiadam "zajęte". zdejmuję kurtkeęz siedzenia obok i pozwalam sobie na odrobinę komedii. bo kim są ludzie jeśli nie marnymi aktorami. znów te fałszywie spragnione spojrzenie. rozgryzam wargę i z uśmiechem pokazuję towarzyszowi zakrawione usta dostrzegając kątem oka jak przełyka ślinę, zaciska dłonie, rozsuwa kolana. wybucham wewnętrznym śmiechem i pozwalam mu postawić mi kolejne piwo. z czystej ciekawości spoglądam na jego lewą dłoń. nie widzę obrączki ani śladu po niej, ale cały epatuje kobietą - nie kobietami. nie pozwalam mu nawet na dotknięcie dłoni gdy odchodzę.
sama odprowadzam się do wyjścia i spaceruję po zamglonych ulicach.
nie bywam smutna ani wesoła. może po prostu jestem szalona. 
sypiam spokojnie, bo zawsze ze mną jesteś gdy zasypiam. wiem to, bo moja głowa faluje poddawana oddechowi i Twojej unoszącej się klatce piersiowej. w środku tej klatki ukrywa się całe Twoje uzależnienie. zadymione płuca, spragnione serce. 
zamykam oczy, pozwalam Ci się zahipnotyzować.
wszystkie bóle mijają wsród nocnych smaków. pachniesz w moich snach, to w nich lubię najbardziej.
zabawne jest znać dobrze coś, czego się nigdy naprawdę nie doświadczyło.
kiedyś się upiję i Ci to wykrzyczę. 
a krzyczeć będę szeptem. 







13 lis 2010

wszystko co kocham podtopione jest krwią i bólem kości.
chore sytuacje zawsze rozwiązują się niekonwencjonalnie. 
jakże cudno smutnie chcę krzyczeć : jesteś wszystkim co mam, dlaczego mi umykasz?
zdążę schować wszystko, byś niczego już nie zniszczył.
jestem teraz prawie pancerna.
pytanie tylko: jak bardzo dobrą jestem aktorką?


chciałabym żeby to mnie nic nie obchodziło.





9 lis 2010


zaplanowałam własną samotność
i jak gdyby się prosząc
na klęczkach
niechcący
zapoznałam tego dotyku
który niesmacznie przepływał mi przez gardło
niczym alkohol
z każdą chwilą się przyzwyczajałam
żeby go wreszcie pokochać
 TO JEST  S Z A L E Ń S T W O













7 lis 2010

"nocne cienie czają się w pustych pokojach, które kiedyś wypełniały emocje."

"Chyba jestem szalony. Mimo że konstrukcja runęła, wszyscy są jak za niewidzialną szybą. Moi przyjaciele, wrogowie, byłe i potencjalne ukochane. Jedni są sami, inni spacerują grupami. Czasami próbują do mnie dotrzeć, ale ja już tego nie chcę. Teraz ich kolej przekonać się, jak to miło rozbijać sobie serce o mur."
T.B.










rozbijam konstrukcję na małe cząsteczki.
przesiaduję z nim w swojej duszy.
jestem spokojem. wystarczam sobie w swoim pragnieniu - ono mnie pochłania i dlatego nie wychodzę z swojej krypty, nie pochłaniam rzeczywistych obiektów; spędzam czas z marami. 
czytaj mi, czytaj mi Edgara.
koty szeleszczą papierkami, mroźne powietrze zza okna, zaciągam się papierosem.
istnieję w sobie.
sen zatopiony w herbacie. wypić to nagle, zachłannie, zakrztusić się, wypluć, zabić. i zapalić papierosa. zgasić sen papierosem. ogień gasi wszystkie sny. ogień gasi każda łza.
nie przychodzi :cicho, cicho, już jestem:.
wieczory z Beksą. nachodzi mnie nadwrażliwość.






"nie trudno domyślić się, że mój tajemniczy przyjaciel także mnie wtedy opuścił. po prostu przestał pojawiać się na moje desperackie wołania. zostałem całkiem sam z butelką dyżurną przy boku w pustym domu bez klamek, w moim własnym wariatkowie, przepełnionym wspomnieniami i rozpaczą.
i tak oto miłość pokonała nawet moją dumę. zrozumiałem, że ten rodzaj miłości może doprowadzić mnie jedynie do obłędu, lecz nadal pragnąłem perfekcji, ideału. 
zawisła nade mną chmura, a przeznaczenie poczęło wymykać się z rąk.
któregoś dnia połknąwszy dużo ilość środków nasennych na chwilę znalazłem się na tamtym świecie i wiem. 
wiem dobrze, że tam tez nie ma nic."
T.B.




zapadłam popadłam w ciemną jasność jasną ciemność.
udawanie, że wszystko mi wychodzi, że nic się nie udaje jest nudne i niepotrzebne.






zaczynam się bać tej pustki w płucach.
wypełniam ją na siłę, choćby dymem.







6 lis 2010

silver lining.

ściągać ubranie, które dwie godziny wcześniej zrywał z Ciebie ktoś inny.
sluchać Decypher w autobusie pełnym brudnych zmęczonych ludzi. 
robic zdjęcia niedokończonym obiektom architektonicznym, włazić na budowę, rozszarpując przy tym pończochy.
wypalać cudze papierosy.







4 lis 2010

cmentarze.

04:39 - żadnych objawów dnia, kot potulnie śpi na poduszce, obejrzałam słaby film, posmarowalam usta, zasiadłam do Kowalewskiej, szybko mi się odechciało;
skończyłam ze sobą i Hocico nad zeszytem. przepatrywałam wszystkie słowa wstecz, aż do połowy lutego - bo to niechlujny i niestystematyczny zeszyt.
" (...) slodycz jaką oblożyłeś moje ciało została oblana kubiem goryczy. nawet nie jestem w  stanie tego wszystkiego z siebie zlizać i połknąć. (...) budziliśmy się jak dotąd równocześnie. (...) spacery po nagości. zero romantyzmu. czysta erotyka. zamykam oczy i modlę się do siebie, żebyś mi się nie śnił (...) jeśli nie stać nas na piękną nieszczerość, bądźmy szczerzy i śmiejmy się z tego jak nazwajem się w sobie odbijamy. (...) spotkałeś moje usta na granicy obłędu. zalana alkoholem i pragnieniem. masz co chciałeś. nie byłam zbyt uważna. zbyt mocno zawierzyłam swoim dłoniom. " - pisałam do Tamtego z wietrzym, rozwianym uśmiechem. potrzebowałam zawierzyć w swoje własne szaleństwo. pierwszy okres dorosłości.
zapach, który pozostaje na zawsze.


27-ego lipca już był w moim życiu, pisałam mu zyczenia bezokazyjne. 


ostatnie dwa miesiące z ciężką duszą, ciężkim ciałem, ciężkim obuwiem.
potrzeba jest zawsze silniejsza od postrzegania rzeczywistości.


09:11
swit, odsunęłam zasłonę. 
chcę spać, wszędzie napotykam krew.


pół nocy oszukiwałam niebo farbami.