.

.

9 lip 2010

Olifant.



ślady na ramionach, po papierosach, siniaki, ugryzienia.
chyba nie wolno mi osądzać, ale to robię. wyrzucam ten gnój, to chwilę jeszcze potrwa.
chcę przestać się prosić. przestać pić, upijać się. błogostan.
nie ufam nikomu. samej sobie już przestałam.
nie umiem czerpać przyjemności z wylewania łez w ciepłe, pijane, uśpione plecy.
ze ściągania z siebie nieswoich włosów.
i chyba nie jest już w tym nic dziwnego.

obudziłam się z większą nienawiścią niż zasnęłam.
bo śnił mi się Olifant, który przychodził do mnie.
i miał tak znajome, tak niemal ciepłe ciało, jak to obok leżące.
a może to było to samo, tylko że to był sen.

lista kurczy się, tak cholernie, kurewsko się kurczy, że już ją zna na pamięć, nie potrzebuję do wyliczenia palców jednej ręki, wystarcza mi tylko smutek, wódka.
chciałabym też powiedzieć, że On mi wystarcza.
ale nie, przepraszam, cholernie mi nie wystarcza.
ale nie mogę przestać myśleć o zapachu i odgłosach.

znowu się cholernie męczę. 
uwaga, ratunku, pomocy.