pretensjonalnie
w poprzez białych pasów;
kręci się w głowie
kompozycje
haftowane
wyszywane
deszczem
za bardzo bym chciała
panie bądźmy
boże wiatrem
czuję wychłodzenie
skóry na skroniach
nikt nie nauczył mnie
swobody
niewerbalnej
wypowiedzi
blablabla jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaz.
a kiedy jazz się kończy, i to druga strona albumu, opethowe okołonocno poranne słuchanie wypełnia tę przestrzeń czymś na kształt uśmiechu, ale to uśmiech do tych depresyjnych wspomnień.
czasy przesiadywania dniami na schodach, palenie fajek jedna za drugą i rozplątywanie słuchawek.
swoją drogą ciekawe skojarzenia.
taka jesień pażdziernikowo listopadowa, trochę jak z musicalem jezusowym i big bandem w tle, ale to dwa lata wcześniej, nie mniej jednak pogoda była identyczna.
mieszam tak jak miesza mój lastfm.
ale w sumie znowu muzyka i te aromaty zmysłowe (nie wiem czemu najpierw chciałam napisać flavor, muszę zaprzestać oglądania filmów po angielsku).
caly czas czekają na mnie arms and sleepers z matadorem, cała nowa płyta masywnego ataku (na razie przyssałam się tylko do paradise circus, no i nie mogę zastawić w spokoju tego utworu, a raczej odrwotnie-on nie chce zostawić mnie).
i tak do rana, zrobi się jasno, ja to przeżyję z otwartym jednym okiem.
13 godzin egzystencjalnego gówna.
wtapianie się w te dźwięki, które już przynajmniej raz brzmiały w mojej głowie.
jedne, kiedy patrzyłam na jego beznadziejne życie i śmiałam się z siebie, odkrywając jak bardzo jestem do niego podobna.
drugie, kiedy zyskiwalam wiele i poranki budziły mnie łagodnie.
trzecie, kiedy wszystko mialo smak gówna rozkładającego się w mojej głowie blablabla.
przestałam czytać i automatycznie weszłam przez to okno, na które wcześniej nawet nie patrzyłam.
mama mnie prosi, żebym zgłosiła się do jakiejś gazety i zaczęla pisać i publikować teksty :-O ona mnie chyba naprawdę najchętniej zobaczyłaby w białym kaftanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz