prawdziwie.
na razie odrobinę, choć mogłabym w pełni - świadomość tego jest dobijająca. zwłaszcza w takich momentach.
nie znalazłam jeszcze lepszego sposobu, ale szukam.
inspiruję się do pewnych działań.
dzień pierwszy.
potrzebuję niejednego papierosa.
zapomniałam już nocy, świt.
każdy zapach jest tak wyimaginowany.
przestań,
leczę się, przecież.
ale przecież Ty nie musisz o tym wiedzieć.
szkoda może nawet, że już Ci powiedziałam.
.
30 wrz 2010
29 wrz 2010
27 wrz 2010
ból powoli odchodzi od stawu biodrowego.
człowiek, którego nie ma w powietrzu towarzyszy mi z zapachem deszczu.
jest ciepłym śpiącym ciałem
zabij, proszę, moją bezsenność.
to jedno czym mogę zagłuszyć ciszę pośród pozostałych głuchych próśb na domyślsię.
potrafię się zepsuć jakbyś chciał. naprawiać się mogę tylko próbować.
człowiek, którego nie ma w powietrzu towarzyszy mi z zapachem deszczu.
jest ciepłym śpiącym ciałem
zabij, proszę, moją bezsenność.
to jedno czym mogę zagłuszyć ciszę pośród pozostałych głuchych próśb na domyślsię.
potrafię się zepsuć jakbyś chciał. naprawiać się mogę tylko próbować.
24 wrz 2010
23 wrz 2010
VAC - dark lights
-lubię seks i poziomki.
w pełnym zachwycie zrywam powściągliwość z nieba, kroplami, zapachem jesiennego mrozu, wbijającym się w plecy drutem stanika.
dawno nie byłam sobą. może już nigdy nie będę.
zaczynam od spokoju. korzystam po prostu.
może nie wszystko jeszcze spaliłam.
nie oczyszczam ani woda ani ognień. taki już mój defekt.
-czasem gryzę swoje własne wargi, czasem nie swoje.
zapinam płaszcz pod szyją i sięgam po papierosa. podaje mi go ładna,wąska męska dłoń.
rozmawiamy o czymś. 'o literaturze. być może nawet o Kobietach.' o Mężczyznach.
wtedy czuję zęby na wargach. smak krwi odczuwam dopiero wraz z wiatrem na rowerze.
zaciągam się.
-lubię zapalić. papieros daje mi namiastkę spokoju, jaki dawałby mi Mężczyzna.
chłopiec, a właściwie to już mężczyzna ubiera kurtkę w przedpokoju. patrzę na odbicie jego pleców w lustrze i wracam do konsumpcji herbaty. to mężczyzna. oni nigdy nie wracają.
-lubię seks i poziomki.
w pełnym zachwycie zrywam powściągliwość z nieba, kroplami, zapachem jesiennego mrozu, wbijającym się w plecy drutem stanika.
dawno nie byłam sobą. może już nigdy nie będę.
zaczynam od spokoju. korzystam po prostu.
może nie wszystko jeszcze spaliłam.
nie oczyszczam ani woda ani ognień. taki już mój defekt.
-czasem gryzę swoje własne wargi, czasem nie swoje.
zapinam płaszcz pod szyją i sięgam po papierosa. podaje mi go ładna,wąska męska dłoń.
rozmawiamy o czymś. 'o literaturze. być może nawet o Kobietach.' o Mężczyznach.
wtedy czuję zęby na wargach. smak krwi odczuwam dopiero wraz z wiatrem na rowerze.
zaciągam się.
-lubię zapalić. papieros daje mi namiastkę spokoju, jaki dawałby mi Mężczyzna.
chłopiec, a właściwie to już mężczyzna ubiera kurtkę w przedpokoju. patrzę na odbicie jego pleców w lustrze i wracam do konsumpcji herbaty. to mężczyzna. oni nigdy nie wracają.
22 wrz 2010
20 wrz 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)