przegrzany laptop zniszczył mi właśnie całą Urszulkę Kochanowską (psia jej mać).
nie chce mi się starać, przecieram oczy i mija kolejnych kilka godzin.
spojrzenia, których nienawidzę, zaraz potem te, przez które przechodzą mnie dreszcze, na końcu te, których nie chciałabym kochać, wystarczy mi je pożądać.
poranki krzykliwe. na parapecie, w białej koszuli, z papierosem, jak po mężczyźnie.
uśmiecham się do Niego. coś, co powoduje, że maczam w przeróżnych napojach koniuszek języka, przełykam je, a potem przewracam się na ulicach. coś, w czym nie jestem przecież sama. przewieszanie się przez ogrodzenia, wyciąganie do siebie rąk, śmiech na głos, to budzi we mnie chęć ucieczki.
nie zawsze potrafię się tak bardzo ironicznie śmiać.
wprawiłaś mnie w dziwny nastrój.
OdpowiedzUsuńdodaję do ulubionych.